Czerwiec i lipiec w skrócie | Nowe zdjęcia, nowe wyzwania, dużo inspiracji!

Tak długo zastanawiałam się, co napisać we wstępie do tego wpisu, że dopadł mnie koniec lipca, a teraz połowa sierpnia i mogę napisać tylko jedno – jak zawsze lepsze zrobione niż doskonałe, więc kończę ten post, zanim nastanie wrzesień i będę musiała dopisać wrażenia z kolejnego miesiąca! 😉 Wjeżdża więc na Zenka post półgotowy, za to prosty i życiowy. Bez fajerwerków, ale pełen codzienności. Codzienności i świętowania, bo w moim życiu jedno z drugim przestało się kłócić. 🙂

Fotografia i praca

Jak co roku jesteśmy na ślubach i sesjach, a pomiędzy nimi czas upływa na edycji zdjęć, backupach, rozpakowywaniu, ładowaniu, powtórnym pakowaniu sprzętu i przecieraniu obiektywów. Słyszałaś to sto razy. My cały czas w tym trybie.

W ostatnich miesiącach ganialiśmy też po Warszawie fotografując na zlecenie różne budynki – szpitale, zabytki. Dzięki temu, wróciłam do fotografowania Warszawy dla siebie, z czystej przyjemności i wiesz co? Tak mnie to zainspirowało, że niedługo będzie taaaki fajny wpis, że aż przebieram nóżkami, żeby go szybko skończyć i pokazać!

Architektura miasta to fajne urozmaicenie, ale jednak nic nie ekscytuje mnie tak jak fotografowanie ludzi. Ewentualnie… kto śledzi Zenkowe Instastory, ten wie – ślubnych dodatków. Tak, tak, jeśli o to chodzi, jestem trochę freakiem, a jeden z moich obiektywów służy prawie wyłącznie do tego. Choć ciężki, noszę go w torbie na każde zlecenie, bo nie mogłabym podarować sobie tych fotek. Układam potem te wszystkie śliczne, ślubne drobiazgi na sto tysięcy sposobów – a czasem serce tak szybko mi bije, że wprowadza w mikrodrgania ręce, a wtedy sama się dziwię jak mi to wszystko nie leci z rąk!

Ostatnio to chyba z Warszawą jesteśmy sobie przeznaczone. Przewijała się nawet na sesjach we dwoje. No na to czekałam! Kocham zielone, leśne sesje, ale zatęskniłam za miejskimi sceneriami w kadrach, za samym centrum Warszawy na zdjęciu, za Śródmieściem i zatłoczonymi skrzyżowaniami, światłami kawiarni w tle.

Przy okazji ślubów i sesji odwiedziliśmy z aparatem kilka pięknych miejsc, między innymi klimatyczną i urządzoną ze smakiem Restaurację Dom Polski na Saskiej Kępie. Jestem zakochana w Saskiej Kępie i ulicy Francuskiej, przypominającej raczej nadmorski deptak niż warszawską ulicę. Tym bardziej miło było być tam i służbowo.

Aha, przy okazji odpowiem na pytanie, które czasem pojawia się przy temacie wesel – czy da się być weganinem i fotografem ślubnym jednocześnie lub czy da się jako gość zjeść roślinnie na weselu. Jasne, że tak! Kilka lat temu zdarzały się jeszcze wpadki, ale dziś niemal każda sala (uprzedzona) ma dla nas wegańskie posiłki, z reguły pełnowartościowe (choć raz na jakiś czas zdarza nam się otrzymać po prostu roślinną połowę posiłku) i jest to zupełnie normalne, bezproblemowe. Jeśli jako roślinożerni goście wybierajcie się na wesele, nie bójcie się pytać. Wystarczy, że para młoda uprzedzi salę o takiej potrzebie. Dzisiaj to naprawdę zwyczajna sprawa.

Na koniec NOWINA, którą zwiastują dwa ujęcia wyżej! Ponieważ ostatnio robię dużo sesji portretowych, postanowiłam, że trzeba stworzyć dla nich osobne miejsce. I tak pojawił się fanpage Aneta Kicman Fotografia Kobiet. Jeszcze niewiele się tam dzieje, ale mam nadzieję, że niedługo to zmienię! Jeśli macie ochotę podglądać moją fotografię portretową, możecie dołączyć – będzie mi bardzo miło. A zdjęcia ślubne dostępne są jak zawsze, na moim ukochanym fanpage’u YOURSTORY.PL.

Relaks i życie

To lato jest jakieś inne. Nie dość, że ogarniam work-life balance, to jeszcze z introwertyka zamieniam się w… no dobrze, może nie przesadzajmy. Zacznijmy od początku.

Mimo zabieganego fotograficznie czerwca i w części lipca, udało się sporo wieczorów spędzić w kawiarnianych ogródkach i z książką, odkryć leżaki w zalatującej PRLem Cafe Iluzjon i poznać trochę nowych osób. Jak pisałam w poście o rzeczach, nad którymi chcę popracować, staram się poprawić moje umiejętności komunikowania się po angielsku, podjęłam więc to wielkie ryzyko zapadnięcia się pod ziemię wskutek popełnienia językowego błędu (kto też tak ma?) i odważnie zjawiłam się na spotkaniu Talkersów. 😀 Na razie tylko raz, ale to zawsze pierwszy krok, prawda?

Co się nastresowałam samym myśleniem o tym, jak to będzie, to moje, ale nie było tak źle. Okazało się, że jestem w stanie prowadzić rozmowę, w której obie strony mówią o tym samym, co uważam za sukces. :))

Znalazłam też kilka podcastów językowych, których zamierzam słuchać w trakcie obróbki zdjęć i wzięłam się za książkę How to Train a Wild Elephant: And Other Adventures in Mindfulness, Dr Jana Baysa Chozena – o praktyce uważności w codziennym życiu. Doceniam teraz atuty dotykowego Kindle’a ze słownikiem. Czy może być coś lepszego do nauki języka?

Wychodzę sobie też z mojej strefy komfortu wpadając od czasu do czasu, na razie jako gość, na spotkania Toastmasters. Kamil dołączył jakiś czas temu do członków stowarzyszenia, a ja pojawiam się z czystej ciekawości zobaczenia Kamila w akcji. No, przynajmniej na początku tak było! Teraz mi samej chodzi po głowie dołączenie do klubu, w pewnym stopniu dla podszlifowania umiejętności przemawiania, ale przede wszystkim dla dostarczenia sobie ekscytujących wyzwań i zaangażowania się w coś zupełnie nowego, zwłaszcza że Toastmasters przyciąga gronem fantastycznych, pozytywnych ludzi. 🙂

Więcej o nowych wyzwaniach pisałam w tekście: 6 rzeczy, nad którymi chcę popracować.

Wszystko to brzmi tak rozwojowo, a przecież moje lato było też trochę od cieszenia się, relaksu i bumelowania (no, w ograniczonym zakresie, ale jednak dwa dni w miesiącu – dzień dziecka i moje imieniny, a w lipcu imieniny Kamila – na to w pełni pozwalają!). Jak zawsze K. zrobił mi najlepsze, emeryckie imieniny, jakie mogłabym sobie wymarzyć: było leniwe śniadanie o 13 w kawiarnianym ogródku, czytanie w kawiarni, film który tak bardzo chciałam zobaczyć (czyli Zimna Wojna) i kilka innych atrakcji w typowym dla nas stylu stulatków.

W lipcu role się odwróciły, bo świętowaliśmy imieniny Kamila. Mówię Wam, jeśli tylko macie taką szansę – bierzcie wolne na swoje imieniny lub urodziny! To najcudowniejsza tradycja ze wszystkich, jakie sobie stworzyliśmy (a mamy wiele fajnych!).

Na co warto pójść do kina?

Kino latem ma jedną dodatkową zaletę – klimatyzacja! Jest tak gorąco, że ostatnio wybraliśmy się na film tylko po to, by się trochę ochłodzić. 😉 Zabawne, że można w ten sposób odkryć całkiem niezłe filmy, których w innym wypadku nigdy by się nie wybrało – trafiliśmy tak na Niezwykłą podróż fakira, który utknął w szafie.

– Mamma Mia

Piękne krajobrazy, słońce, świetna Lily James w roli młodej Donny – taka witalna, ludzka, prawdziwa… Można nawet przymknąć oko na to, że wcale nie jest to dobry film! 😉 Po prostu miło się na niego patrzy (Pierce Brosnan gra ironicznie!). Zainspirował mnie bardzo: do odwagi i czerpania z życia, płynięcia z prądem, przyjmowania tego, co przynosi los. Wzruszyłam się też na jednej z ostatnich piosenek, śpiewanych przez Sophie – córkę Donny (Amanda Seyfried) i jej matkę (Meryl Streep), kiedy Sophie wchodzi do greckiego kościółka ze swoim dzieckiem na rękach, jak dawniej jej matka z nią. W takich małych społecznościach, w których każdy się zna, ludzie są dla siebie wsparciem, a mury miasta znają historię mieszkańców od pokoleń, jest coś pięknego. Film polecam tym, którzy mają dystans i nie oczekują po każdej produkcji powagi.

– Wyspa psów

Kto zna Wesa Andersona, ten wie czego się spodziewać – zupełnie niespodziewanego! No, może poza estetyką symetrii, tak dobrze znaną z Moonlight Kingdom i Budapeszt Hotel. Wyspa psów jest błyskotliwa, świetnie zrobiona, wizualnie piękna w swojej brzydocie, przezabawna, ze świetną muzyką, zwrotami akcji i napisana z wielką wrażliwością… Inspirowana japońskim kinem Kurosawy i anime, a przy okazji ma wiele z komiksu. To jeden z najlepszych filmów, jakie ostatnio widziałam i cieszę się, że było to w kinie, a nie na małym ekranie. Psy mówią głosami Billa Murreya, Edwarda Nortona i Jennifer Lawrence, mają typowe cechy czworonogów, swoje niebanalne osobowości i historie. Zostają zesłane na wyspę śmieci przez uwielbiającego koty despotę. Nie da się nie śmiać, naprawdę! Polecam fanom psów, Wesa Andersona i dobrego humoru. 🙂

– Sztuka kłamania

To francuska, kostiumowa komedia pomyłek, inspirowana Niebezpiecznymi związkami. Prosta, oparta na banalnym kłamstwie i łatwych do przewidzenia konsekwencjach, a jednak cała sala, wraz z nami, śmiała się w głos. Między innymi dlatego, że scenarzysta niewiele zastanawiał się nad polityczną poprawnością dowcipów. Nie ma sensu mówić o tym filmie więcej, by nie zepsuć zabawy. Nie oglądajcie trailerów, opowiadają trzy-czwarte akcji! Idźcie prosto do kina! Serio.

– Zimna wojna

Zimną wojnę obejrzeliśmy w Iluzjonie (i nie jest to bez znaczenia). Przede wszystkim to znakomicie, naprawdę znakomicie zrobiony film. I od strony estetycznej, i muzycznej, i tanecznej, i w kwestii oddania realiów epoki, i gry aktorów, i scenariusza, i zdjęć, i światła… Siedząc w kinie, czułam się, jakbym przeniosła się do lat 60. lub 70., a na ekranie ogląda jeden z filmów starej, polskiej szkoły filmowej w kontrastowej czarno-bieli. Zobaczyć ten film w starym kinie studyjnym to plus dziesięć punktów do siły przekazu.

To love story, które rozgrywa się w czasach kiedy każdy, nawet drobny błąd, zmienia w życiu wszystko. Jak straszne muszą być czasy, które nie pozwalają na popełnianie błędów… A Zula i Wiktor, jako ludzie o silnym temperamencie, popełniają ich wiele. To jednocześnie film o muzykach i historii zespołu Mazowsze. Ze wspaniałą, wgniatającą w fotel (bo i świetnie nagraną) muzyką. Zostaje w głowie na długo, zwłaszcza, że głównych bohaterów pokochać jest bardzo łatwo. Dwa serduszka chodzą po głowie do dzisiaj, zarówno w tradycyjnej, jak i jazzowej aranżacji – nie wiadomo, która lepsza. Tego filmu nie można pominąć, a kiedy już się go obejrzy – zapomnieć.

Książki

– David R. Hawkins, Technika uwalniania

To niesamowita i, śmiało mogę to powiedzieć, zmieniająca życie książka, o której więcej pisałam ostatnio tutaj. Autor przedstawia mapę poziomów świadomości, opisującą etapy, przez które wszyscy przechodzimy, rozwijając się. Są to kolejno: wstyd, apatia, smutek i żal, strach, żądza, złość, duma, odwaga, akceptacja, miłość i pokój. Poszczególne poziomy są opisane dokładniej (z uwzględnieniem jeszcze kilku) w książce Przekraczanie poziomów świadomości, tego samego autora. W Technice uwalniania Hawkins skupia się na przekazaniu czytelnikowi wiedzy na temat typowych dla każdego poziomu niezgodnych z rzeczywistością przekonań i metod pracy nad nimi, zgodnych z możliwościami poziomu świadomości, na którym w danym momencie się znajdujemy.

Oczywiście w ciągu swojego życia wędrujemy po różnych poziomach, z reguły nie odkrywamy wszystkich, któryś z nich jest nam też przekazany wraz z wychowaniem, pośrednio wpływają na niego nasze życiowe doświadczenia. Zdarzają nam się zawirowania, myśląc o jakimś aspekcie naszego życia lądujemy wyżej bądź niżej na skali poziomów świadomości.

Książka odkrywa przez nami przede wszystkim możliwości, dzięki którym możemy być lepszymi ludźmi (nie tylko dla innych, ale i dla siebie), osiągnąć więcej, być szczęśliwszymi i – najważniejsze – patrzeć na świat nie przez zniekształcone zwierciadło. Jedna z książek życia! Baaardzo zachęcam do przeczytania.

Więcej o książce: Notatki z czytania | Przeżyte uczucie trwa chwilę, nieprzeżyte – całe życie.

– Brene Brown, Dary niedoskonałości

To druga książka, którą ostatnio łyknęłam raz-dwa, i czym prędzej przedstawiłam ją na Zenku (Notatki z czytania | Dobre życie to prawdziwe życie). Opowiada o tym, jak szkodliwym, trującym wręcz uczuciem jest dla człowieka wstyd i co ma on wspólnego z perfekcjonizmem. Ostatnio w Internetach i na księgarskich półkach na całego rozgorzała walka z poczuciem bycia niewystarczająco dobrym, wytaczane są ciężkie działa skierowane w stronę objawów tego problemu i jego konsekwencji, a tak rzadko i nieprecyzyjnie mówi się o prawdziwych, głębokich przyczynach tego stanu rzeczy.

Tego tematu dotyczy nie tylko książka Brene Brown, ale i Technika uwalniania Hawkinsa, o której pisałam wyżej. Obowiązkowe lektury, jeśli ciągle czujesz, że nie jesteś wystarczająco jakaś – dobra, uważna, święta, ambitna, pracowita, niezależna, egoistyczna, altruistyczna, matczyna, etc. I nie chodzi o to, żeby powiedzieć sobie po prostu że jest inaczej, a wszystko się zmieni jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nasza akceptacja stanu rzeczy nie zmieni rzeczywistości (np. tego, że nie jesteśmy wystarczająco jacyś, aby…) ale pozwoli zacząć nad tym pracę, dokładnie stamtąd, gdzie jesteśmy teraz. I o tym mówią obie te książki.

Więcej o książce: Notatki z czytania | Dobre życie to prawdziwe życie.

Co zjeść w Warszawie?

– Nance Lee, Górskiego 9 (Śródmieście, tuż obok kamienicy Wedla)

Wegański omlet. Czy muszę mówić coś więcej, by obudzić w Tobie chęć odwiedzenia tego raju dla kubków smakowych? 🙂 A jeśli będzie to w dodatku omlet wytrawny – z rukolą i suszonymi pomidorami? Dla mnie brzmi ekstra. Dla miłośników słodkich śniadań są też racuchy z konfiturą. Rozmarzyłam się…

– Youmiko Vegan Sushi, Hoża 62 (Śródmieście)

Od kiedy przeszliśmy na roślinną stronę życia, tęsknimy za naprawdę dobrym sushi. Zdarzało nam się nawet robić wyjątki i wybierać się od czasu do czasu (głównie w naszą rocznicę i urodziny, bo była to tradycja) na zwyczajne sushi, co prawda w wersji bez serków i majonezów, ale jednak z rybą. No niefajnie.

Tym bardziej ekstra, że udało nam się wreszcie znaleźć miejsce, w którym serwują absolutnie przepyszne sushi roślinne, niczym nie ustępujące zwyczajnemu, a może nawet przewyższające je smakiem. Serio.

– Niedaleko Damaszku, Pereca 2 (Mirów, niedaleko Ronda ONZ)

To miejsce odkryliśmy niedawno. Ujęła nas życzliwość właściciela i dobre emocje, jakie panują w środku. Naprawdę dobre, każdy tam czuje się mile widziany. W Niedaleko Damaszku można zjeść typowe, bliskowschodnie jedzenie – falafele, hummusy i baba ganoush, wszystko w wersji 100% roślinnej. Może nie zachwyca wystrojem, ale trzeba odwiedzić to miejsce!

– Wegańskie lody w Warszawie (tyyyle miejsc!)

Wiecie w jak wielu miejscach w Warszawie można dostać w stu procentach wegańskie lody? I nie mam tu na myśli sorbetów! Vegestacja nie jest już jedyna, choć, naszym zdaniem, dalej bezkonkurencyjna pod względem wyboru smaków i niebiańskich doznań. Wszystkie (znane nam) wegańskie miejscówki w stolicy wymieniłam we wpisie: Gdzie na wegańskie lody w Warszawie?

Blogowanie

Łiii, przychodzi Was tu już ponad 1000 UU miesięcznie! Jest mi taaak miło, że lubicie tu zaglądać. Każda nowa osoba, której imię widzę w komentarzach, tak bardzo mnie cieszy! Jeśli niedawno dołączyłaś do czytelników Zenka, cześć, witaj, rozgość się, daj o sobie znać!

Chciałabym poprawić kontakt z Wami na blogu, bo mam wrażenie że ostatnio częściej na artykuły odpowiadacie w wiadomościach na Instastories. Dla mnie oba kanały są ok, ale często piszecie tak ciekawe, wartościowe rzeczy, że zwyczajnie mi żal, że nikt poza mną nie może ich przeczytać. Dlatego dyskusja tutaj jest dla mnie ważniejsza – nie dość, że można wypowiedzieć się w nielimitowanej ilości znaków, to jeszcze jest dzieleniem się doświadczeniem z innymi.

Poza tym, mam tyle pomysłów! I nadzieję, że uda mi się je wszystkie zrealizować. Planuję: post o wakacjach we własnym mieście, subiektywny przewodnik po Warszawie i Krakowie, tekst o dobrodziejstwach kryzysów, kolejne notatki z czytania, nową dostawę treści do słuchania w trakcie pracy, tekst o perfekcjonizmie we własnej firmie na bazie moich doświadczeń, post z miejscówkami na roślinne śniadania w Warszawie… Mam nadzieję, że gdy je wszystkie tu wypiszę, zmobilizuję się do ukończenia porozgrzebywanych wpisów i wstawienia ich wkrótce na Zenka!

Aha, jeszcze jedno: w prawej kolumnie znajdziecie coś nowego – linki polecające ze zniżkami do Booking, Airbnb i Bali Cafe w Warszawie. Zniżki działają z obopólną korzyścią. Moim zdaniem najciekawszą ofertę ma Booking – zniżka obowiązuje niezależnie, czy macie już konto w tym serwisie, czy nie, i daje 50 zł dla Was i dla mnie też, za każdy wyjazd. 🙂

Rekomendacje Zenbloga

Ostrzegam: w tym miesiącu linki po prostu wymiatają! 😀

Do obejrzenia:

Gustowne domki dla ptaków w modernistycznym stylu.

Dalej pozostając przy ptakach, co powiesz na Big Brother z bocianami w roli głównej i to całkowicie na żywo? Gniazdo podglądać można na kanale Youtube: SokolkaTV. Nie wierzyłam, gdy usłyszałam o nim od Agnieszki LifeManagerki. Tak w ogóle, bardzo polecam Wam jej świetne i wartościowe Instastories, z którego dowiedziałam się o Sokółce.

To chyba najpiękniejsza księgarnia jaką widziałam. Niestety dzieli mnie od niej sporo kilometrów i bariera językowa. 😉

Historia człowieka, który uratował… wyspę. Nie wiem czy historia jest prawdziwa (jak często bywa to w przypadku takich historii), ale nawet jeśli nie, jest bardzo inspirującym sygnałem, że nawet małe kroki, wykonywane regularnie, mają znaczenie i zmieniają bieg życia. Często nie tylko naszego. Zajrzyj koniecznie: Almost 40 Years Ago A 16-Year-Old Started Planting A Tree Every Day On A Remote Island, And Now It’s Unrecognizable.

Niektóre pieski są naprawdę głupiutkie, ale czy czyni je to mniej kochanymi? Z pewnością nie! 😀 Nie ma lepszego poprawiacza humoru: Idiot Dogs That Will Crack You Up. 🙂

Do poczytania:

Gaja Pisze o tym, jak poradzić sobie z blogowym wypaleniem.

Cudowny tekst na Super Styler o prześciganiu się w byciu idealną matką: Olimpiada absurdu.

Volantification zawsze budzi mój podziw umiejętnością lapidarnego ujmowania istoty rzeczy. Tym razem wartościowo o rozwoju osobistym: Jak stawać się coraz lepszą wersją siebie.

Mój ulubiony serwis Dzieci są ważne opublikował artykuł o potrzebie zabawy w wojnę u dzieci: Brutalne zabawy – dlaczego dzieci ich potrzebują?

Kasia z Czas na ziemi prosto o tym, dlaczego warto być życzliwym.

Świetny artykuł pióra Doroty z Witaj Słońce o wewnętrznym źródle bólu i projektowaniu przyczyny na innych: Ciągłe kłótnie w związku? Oto zaskakujący powód – nie tylko dla kłócących się osób. 😉

W Notatkach Terapeutycznych o Viktorze Franklu, sensie życia i cierpienia: Czy sens życia istnieje i jak się ma do cierpienia?

Niesamowicie inspirujący tekst dla wszystkich, którzy mówią: Ćwiczenia? sport? Nieee, to nie dla mnie! Wpadnijcie do Karoliny Plichty i przeczytajcie: „Nie mogę ćwiczyć” – Ona już tak nie mówi.

Katarzyna Kędzierska z Simplicite o życiu estetycznie niewymuszonym. Dla fanów minimalizmu.

Ostatnio znalazłam blog, którego mi brakowało – Agnieszka i Arek na blogu Vegetest recenzują roślinne produkty spożywcze – pasty kanapkowe, wegańskie jogurty, produkty przypominające te mięsne, słodkości, produkty gotowe. Może nie jest to podstawa diety, ale dobrze wiedzieć, które z dostępnych na rynku produktów są wegańskie (PS. Wiesz, że do IKEI wreszcie zawitały wegańskie hot-dogi? Jeee!).

Kolejny artykuł z Dzieci są ważne: 5 fundamentów dobrej relacji z dzieckiem. Mega ważny artykuł, jeśli macie w swoim otoczeniu dzieciaki, sami jesteście rodzicami lub planujecie założenie rodziny.

Marcelina z Ulepszalni wymieniła 5 rzeczy, które ulepszyły jej życie. Warto przyjrzeć się, jak nam idzie ich realizacja.

Do posłuchania:

Hit nad hity. Rockowe klasyki w aranżacjach tradycyjnych, japońskich instrumentów! Tu dostępny jest kanał twórców, polecam szczególnie posłuchać English Man in New York Stinga (od 1:00 min.) i Back in Black AC/DC (od 0:52 min.), przy którym niemal popłakałam się ze śmiechu (a wszystko przez ten japoński wokal). 😉


Hej! A jak Tobie mija lato?

Co ciekawego widziałaś, czytałaś, gdzie byłaś? Daj znać!
Dzielenie się dobrem jest fajne! 😀

W czerwcu i lipcu na Zenblogu ukazały się:

Możesz polubić fanpage Zenbloga i śledzić blog w serwisie Bloglovin’ i na Instagramie. Będzie mi miło, jeśli dołączysz do obserwujących lub podzielisz się tym wpisem z innymi.

Kim jestem?

Aneta Kicman

Fotograf, freelancerka, magister filologii polskiej, optymistka, miłośniczka roślinnego jedzenia i życia w zgodzie ze sobą.

Moja firma:

Notatki z marginesów:

Miłość jest sposobem bycia. Energią emanującą z nas, gdy uwolnimy to, co ją blokuje.

- David R. Hawkins

Linki polecające:

Czego słuchać w trakcie pracy:

Ostatnio na blogu:

Zobacz również:

Instagram