Notatki z marginesów | Przeżyte uczucie trwa chwilę, nieprzeżyte – całe życie

To nie pierwsza książka Davida R. Hawkinsa, którą przeczytałam, ale mimo, że wspominałam o nich na Instastories i w niektórych podsumowaniach miesiąca, dość długo zwlekałam z przedstawieniem ich na blogu bliżej. Wydaje mi się, że trzeba swoje przeczytać i zrozumieć, zanim sięgnie się po Hawkinsa. Mi na początku było trudno połączyć wszystkie puzzle, dziś mam poczucie, że to najważniejsze książki mojego życia.

Jak w ogóle na nie trafiłam? Kilka lat temu, jeżdżąc po pięknych okolicach Stronia Śląskiego, słuchaliśmy radia. Trafiliśmy akurat na wywiad z Leszkiem Możdżerem i to na tyle ciekawy, że postanowiliśmy nadłożyć drogi, by posłuchać do końca. Spokój ducha, prawda i mądrość, jakie emanowały z tej postaci sprawiły, że zakochałam się. Nie w muzyce Możdżera, którą znam i uwielbiam od lat, ale w tym, co ma do powiedzenia.

Po powrocie do Warszawy obejrzałam chyba wszystkie z nim wywiady – najlepsze jest to, że nawet wtedy, gdy prowadzący rozmowę zadaje najbardziej banalne, a czasem i pełne ignorancji pytanie, Leszek Możdżer odpowiada w taki sposób, że rozmowa nie może już toczyć się dawnym, zaplanowanym torem. To jest wspaniałe! Myślałam sobie wtedy: Kurcze! Skąd w tym człowieku tyle wiedzy, tyle mądrości, tyle świadomości świata i siebie? Do momentu, aż w którymś wywiadzie nie natrafiłam na polecane przez niego książki. A były to właśnie książki Davida R. Hawkinsa!

Można powiedzieć, że Hawkins pisze o tym samym, co Eckhart Tolle, Dalajlama, Osho i inni, o tym samym, o czym mówią (mądrzy) psychoterapeuci. Lecz robi to w stylu naukowca – skrupulatnie, w logicznej ciągłości wynikania prowadząc czytelnika przez życie yyy… kolejne poziomy świadomości (Hawkins stworzył niesamowicie rzetelną i drobiazgową mapę poziomów świadomości, na której możemy odnaleźć siebie – różne stany ducha od tych najbardziej destrukcyjnych, do najbardziej nam służących). Czytanie Techniki uwalniania Hawkinsa to jest uczta. Hawkins jest umysłem równie wybitnym, co Joseph Campbell, a to komplement najwyższej wagi.

Aha, dodam tu, że niestety polskie tłumaczenia pozostałych książek Hawkinsa, np. Przekraczania poziomów świadomości lub Siły czy mocy są tak fatalne, że wymagają wielkiej determinacji czytelnika. Cieszę się, że z Techniką uwalniania jest inaczej. (Mimo to, ze względu na treść, warto zajrzeć i do tamtych, zwłaszcza do Przekraczania…).

Co to jest, ta technika uwalniania?

W skrócie, technika uwalniania polega na zauważaniu, akceptowaniu i uwalnianiu swoich uczuć. W psychoterapii kładzie się nacisk na „rozluźnianie” czy odpuszczanie nieprawdziwych przekonań, czyli myśli. Hawkins podkreśla, by uwalniając, skupiać się wyłącznie na uczuciach a nie myślach, bo te drugie nakręcają się wzajemnie i ich ciąg nigdy nie ma końca. Energia uczuć z kolei jest ograniczona i wyczerpywalna.

Dopóki nie poddamy i nie odpuścimy podstawowej ukrytej emocji, myśli będą generowane bez końca.

Faktycznie, jeśli skupimy się na odczuwaniu (nie wyrażaniu, ale samym odczuwaniu) uczucia, które nas ogarnęło, zauważymy, że wkrótce jego moc opadnie, a następnie ono samo przeminie. Z reguły nawet szybciej, niż chciałoby tego nasze ego. Uwalniając uczucie nie da się oczywiście nie dotknąć myśli. Należy je obserwować, ale wracać do uczucia.

Co było pierwsze – myśl czy uczucie?

Wydaje się, że to myśli stwarzają w nas uczucia. W rzeczywistości to uczucia pojawiają się jako pierwsze, a umysł jedynie je racjonalizuje, wyjaśnia nam ich obecność. Jak to wygląda w praktyce? W odpowiedzi na jakiś bodziec, pojawia się w nas uczucie. Jest ono wyrazem naturalnego instynktu przetrwania, które chroni nasze ciało i nasze ego.

Na przykład czujemy złość w reakcji na czyjąś, niezgodną z naszymi prawdziwymi intencjami interpretację naszych poczynań: „Kaśka chodzi na siłkę, bo szuka męża.” Niejednego to zdanie wyprowadziłoby z równowagi (przyznaj, że kilka obronnych myśli pojawiło się już w Twojej głowie!), a co dopiero Kaśkę, której ono personalnie dotyczy. Tyle, że… nie.

W rzeczywistości dotyczy tylko mówiącego i jego oglądu na świat. Ale Kaśka już się wczuła i zaczęła racjonalizować. Umysł podążył za uczuciem i zaczął tworzyć myśli: „Przecież to nieprawda, jak można być takim szowinistą? Czy on myśli, że jedynym celem w życiu kobiety jest zdobycie męża? Bo co, bo bez niego sobie nie poradzę?” I jedziemy. Kolejne myśli tworzą się same, prawda? Jeśli słyszymy takie słowa często i od bliskiej osoby, gromadzimy w sobie negatywne emocje, które mogą stać się przyczyną wielu problemów.

Czego tak zaciekle bronimy?

Zdaniem Hawkinsa i większości wielkich umysłów, wszystkie nasze walki dotyczą podstawowego i uniwersalnego lęku o przetrwanie. Brzmi to tak teoretycznie, że aż niewiarygodnie, ale co by było, gdyby zagrać w „co by było gdyby to twierdzenie (z którym walczymy) okazało się prawdą?”.

To co, może nie walczyć o równouprawnienie, o szacunek i wolność?! – zapytuje Twoje ego z lekkim bulwersem, co też tu się wypisuje. W zasadzie tak – masz nie walczyć, tylko działać z głową dla dobra. Ale z głową działać się nie da, gdy Twoja głowa jest zajęta racjonalizowaniem emocji. Kiedy przestajesz wchodzić w te wszystkie myśli, a zaczynasz po prostu je widzieć, wszystko się rozjaśnia, łatwiej nawet skupić się na pracy lub znaleźć rozwiązanie problemów. Tak naprawdę nie ma czego bronić. Hawkins pisze za Viktorem Franklem:

Każde doświadczenie życiowe, nieważne jak tragiczne, zawiera ukrytą lekcję. Gdy odkryjemy i uznamy ten ukryty dar, następuje uzdrowienie. (…) Zdarzenia życiowe są okazją, by wzrastać, poszerzać możliwości, doświadczać i rozwijać się.

A więc wszystkiemu winne są nasze myśli i uczucia?

Chyba wszyscy wiemy już, że nie jesteśmy swoimi myślami. Nie jesteśmy też uczuciami, które nas ogarniają. Doświadczamy jednych i drugich, ale nie mamy na nie bezpośredniego wpływu. Czasem nazywając je naszymi, dokonujemy utożsamienia, czujemy się tak naprawdę z nimi całkowicie zżyci i zrośnięci. Potrafimy obwiniać się lub karcić za daną myśl lub dane uczucie (co więcej, potrafimy obwiniać za nie innych, na przykład własne dzieci!). Kategoria winy jest tu całkowicie niepotrzebna.

Jesteśmy tym, kto ich doświadcza, a myśl nie wprowadzona w czyn pozostaje tylko myślą. No właśnie – tylko. Najważniejsze to zdać sobie sprawę (nie zrozumieć, ale naprawdę to poczuć i życiowo ogarnąć), że to tylko myśl i to tylko uczucie. Nie muszą mieć wpływu na nasze życie.

Za pierwszym, może piątym i dziesiątym razem nie zdążysz zareagować – zobaczyć rodzących się w Tobie uczuć, zanim zanurzysz się w ocenie własnych negatywnych myśli. Czasem są one w Tobie od tak dawna, że wydają się już stałymi lokatorami i przez to trudniej zwrócić na nie uwagę. Ale może za jedenastym razem, obudzisz się w porę. Dokładnie dostrzeżesz, że właśnie ogarnia Cię dane uczucie i będziesz mogła mu się przyjrzeć i je uwolnić. To naprawdę możliwe i nie wymaga długoletniej praktyki medytacji ani stania na jednej nodze na palu (choć z medytacją na pewno zauważać własne myśli i uczucia jest łatwiej).

Dzięki książce zaczną przyciągać Twoją uwagę subtelne pojawiające się uczucia lub zaczątki uczuć. Nauczysz się reagować zanim pogrążysz się w negatywnych myślach, wejdziesz w rolę ofiary czy oburzonego krytyka. Nie mówię tu tylko o osobach, które swoje uczucia od razu wyrażają. Tłumienie ich w sobie także nie jest dobre, może nawet gorsze dla nas samych. To nie jest trudne. Praktyka czyni mistrza, a efekty pojawiają się szybciej, niż myślałam, że to możliwe. Przy okazji to niesamowita jasność umysłu.

Jak więc uwalniać?

Hawkins w Technice uwalniania daje nie tylko konkretny, skrótowy przepis (który zaraz przytoczę), ale opisuje jak uwalniać na każdym z poziomów świadomości, na którym możemy się znajdować. To ważne, bo przy każdym stanie ducha i odbiorze rzeczywistości, inne rzeczy mogą okazać się dla nas trudne, wymagające uwolnienia i podchwytliwie się temu uwalnianiu wymykać. Ta książka to tak cenny przewodnik po wzrastaniu, że najchętniej przytoczyłabym tu wszystkie zaznaczone przeze mnie ołówkiem fragmenty, ale jest ich tak dużo, że starczyłoby materiałów na cały rok wpisów. 😉

Jak uwalniać w skrócie i uniwersalnie, niezależnie od poziomu świadomości:

1. Uświadom sobie dane uczucie i pozostań z nim w kontakcie.

2. Nie oceniaj, nie próbuj zmieniać, nie opieraj się mu. Zaakceptuj i zgódź się na to, że je odczuwasz. Opór tylko zatrzymuje to uczucie na dłużej.

3. Ignoruj wszelkie myśli. Skup się jedynie na uczuciu samym w sobie. Myśli racjonalizują uczucia i nie pozwalają na rzeczywiste ich doświadczenie.

4. Gdy zaakceptujesz i przyjmiesz (najlepiej z największą miłością do samego siebie) przychodzące uczucie, płynnie przejdzie ono w następny stan, o o wiele łagodniejszych doznaniach, aż w końcu zniknie, gdy tylko wyczerpie się jego energia.

5. Powtarzaj uwalnianie za każdym razem, gdy ogarnia Cię dane uczucie. Jeśli mimo częstego uwalniania uczucie trwa lub często wraca, możliwe, że głębiej jest inne uczucie, które wymaga uwolnienia. Bywa, że przez całe życie dusimy w sobie pewne emocje. Pamiętaj, że u podstawy zawsze jest strach o przetrwanie – przetrwanie Twojego ciała i Twojego ego.

Jak radzić sobie z kryzysem emocjonalnym?

Schemat wyżej brzmi tak łatwo, a przecież czasem dzieje się w nas tyle, że nie można po prostu wziąć pewnej emocji na tapet i, ot – tak, uwolnić. Może nie być to łatwe, jeśli się z kimś rozstaniemy lub stracimy pracę. Każda silna emocja w rzeczywistości składa się z całego miksu innych, mniejszych emocji, z którego najczęściej nie zdajemy sobie sprawy. Widzimy tylko tę wielką, „nadmuchaną”. Najczęściej radzimy sobie wtedy przy pomocy trzech mechanizmów: stłumienia (lub wyparcia), wyrażania lub ucieczki.

Według Hawkinsa mechanizmy te nie są szkodliwe, jeśli zdajemy sobie z nich sprawę i stosujemy świadomie, na przykład opowiemy komuś, jak się czujemy lub pójdziemy pobiegać, zanim przystąpimy do radzenia sobie z problemem. Dzięki temu częściowo zredukujemy emocje. Musimy jednak pamiętać, by później wrócić do kryzysu i przepracować go. Oto co, według Hawkinsa, możemy zrobić w następnej kolejności:

– Uwalnianie po kolei

Przejdź do stopniowego uwalniania poszczególnych aspektów danej sytuacji, zamiast uwalniania od razu całej i towarzyszących jej emocji. Na przykład, jeśli rozstałaś się z partnerem lub straciłaś pracę, zastanawiasz się kolejno, czego będzie Ci najbardziej żal i odpuszczasz (akceptujesz) każdy z aspektów jeden po drugim, np. odpuszczasz ochotę jadania wspólnych posiłków, wspólnego podróżowania, oglądania razem filmów, etc. W przypadku utraty pracy – chęć bycia kimś na poważnym stanowisku, spotykania się w pracy ze swoimi znajomymi, przywiązania do biurka, które przez tyle lat było przecież „twoje”, etc.

Uwalniając takie małe, wydawałoby się trywialne rzeczy, „rozbierasz” wielką górę emocji. Gdybyś zaczęła od fundamentu, całość spadłaby Ci na głowę, a tak, bezpiecznie dokopiesz się do najgłębszego elementu, bez szkody dla siebie.

– Znalezienie sensu

Jeśli wydarzenie, które wywołało emocje, jest już przeszłością, zmień jego kontekst, wagę i znaczenie – zobacz je z innej perspektywy. Jak cytowałam wyżej, każde doświadczenie to dla nas lekcja. Naszym zdaniem jest ją odkryć i przyjąć, a wtedy nastąpi uzdrowienie. Przytoczę jeszcze cytat Viktora Frankla z Człowieka w poszukiwaniu sensu:

Człowiekowi można odebrać wszystko prócz jednego, ostatniej ludzkiej wolności – wyboru postawy w określonych okolicznościach, wyboru własnej drogi.

Warto zwrócić uwagę, jakie drzwi otworzyła nam dana sytuacja. W przypadku rozstania z partnerem może to być odkrywanie siebie i swojej pełni, w przypadku utraty pracy – znalezienie nowej, znacznie lepiej odpowiadającej naszym potrzebom i zainteresowaniom, przykłady można mnożyć w nieskończoność.

Samo przejście przez kryzys może być dla nas niezwykle budującym i ważnym doświadczaniem. Sama widzę, że każdy mój kryzys okazał się początkiem czegoś dobrego. Wprowadził dobre, od dawna potrzebne zmiany. Teraz dziękuję za każdy przychodzący, choć czasem nie wiem jeszcze, co pozytywnego mi przynosi. To kwestia nastawienia, sposobu patrzenia. Wymaga to czasu, ale gdy uda nam się przeskoczyć w tryb patrzenia na ciąg wydarzeń jako na doskonałość dla nas, zaczniemy ufać temu, co spotyka nas w życiu. Bo zawsze ma to swój konkretny cel. Myślę nawet o poświęceniu całego blogowego wpisu właśnie korzyściom kryzysów, bo bardzo ich nie doceniamy. 🙂

– Ciągłe uwalnianie

To ważne, by uwolnić cały kłębek emocji do końca, nie zostawić tych trudniejszych, by gniły w naszej podświadomości przez lata, ograniczając nas i narażając nas na manipulowanie nami przy ich pomocy. Skąd wiemy, czy to już wszystko? Dopóki nie poddamy i nie odpuścimy podstawowej, ukrytej emocji, cały czas będą nam o tym dawać znać negatywne myśli, krążące wokół tematu. „Zobaczysz, nie znajdziesz nowej pracy, nie znajdziesz partnera, jesteś bezwartościowa”, etc. lub odwrotnie: „Mężczyźni (lub pracodawcy) to [wstaw epitet]”.

Hawkins zwraca uwagę, że należy wracać do uczucia, ale nie racjonalizować ani nie prowadzić argumentacji z własnym ego za pomocą myśli i zaprzeczania im (bo i tak emocjonalnie w to nie uwierzymy), ale skupić się na uwolnieniu swoich emocji.

Niektórzy spędzili całe życie, konstruując wyrafinowane struktury intelektualne, by usprawiedliwić rażąco oczywiste zwyczajne stłumienie emocji.

Po co uwalniać?

David Hawkins przytacza mnóstwo głębokich wartości uwalniania, ale żeby nie tworzyć tu długiej listy (bo byłby to niemal materiał na odrębny wpis), powiem o trzech superważnych dla mnie. Po pierwsze, warto uwalniać dla poczucia wolności. Dobrze byłoby nie uzależniać swojego szczęścia, emocji, samokontroli czy poczucia spokoju od opinii innych lub wydarzeń w życiu, prawda?

Po drugie, uwalnianie ma wpływ na jasne postrzeganie rzeczywistości i intencji ludzi wokół nas. Kiedy odpuszczamy racjonalizacje i strach naszego ego, zaczynamy widzieć, że sprawy mają się nieco inaczej, niż początkowo je odczytywaliśmy.

Po trzecie i najważniejsze, to niezwykle ważne dla bycia po prostu lepszym człowiekiem – dla siebie i dla innych. To bardzo ważny punkt. Wnikając we własne uczucia i to, co je wywołuje, przestajemy krzywdzić innych. Wychodzimy ze schematu kat i ofiara, żegnamy się z chęcią wymierzania kar czy rekompensowania sobie trudnych sytuacji kosztem innych. Przestajemy też wymierzać kary samemu sobie, zmienia się nasze postrzeganie pracy, życia, relacji.

Podsumowując

Technika uwalniania to książka, dotykająca chyba każdego istniejącego problemu: od perfekcjonizmu, zależności od zdania innych, strachu przed działaniem, przez lęk o życie swoje i bliskich, aż do naprawdę poważnych barier, nawet tych związanych z depresją, doświadczeniem śmierci bliskiej osoby, przeżywaniem agresji czy chorobami.

Jeśli boisz się, że uwalnianie może być dla Ciebie zbyt trudne, nie martw się o to – Hawkins pisze, że najważniejszym elementem, a jednocześnie głównym czynnikiem uwalniania jest… intencja, by uwolnić. Bardzo zachęcam do przeczytania całej książki, bo to, co poruszyłam w tym wpisie to zaledwie maleńki procent wartości. Wspaniała i do kilkukrotnego przeczytania lektura!


Daj znać czy słyszałaś o Davidzie R. Hawkinsie i czy zaciekawiłam Cię Techniką uwalniania. Jestem bardzo ciekawa, czy po nią sięgniesz! 🙂

Jak zawsze zachęcam też do zajrzenia do zakładki Dużo dobrych książek!
Poza listą lektur, znajdziesz tam też odnośniki do innych, książkowych wpisów.

Inne wpisy, które mogą Cię zainteresować:

Możesz polubić fanpage Zenbloga i śledzić blog w serwisie Bloglovin’ i na Instagramie. Będzie mi miło, jeśli dołączysz do obserwujących lub podzielisz się tym wpisem z innymi.

Kim jestem?

Aneta Kicman

Fotograf, freelancerka, magister filologii polskiej, optymistka, miłośniczka roślinnego jedzenia i życia w zgodzie ze sobą.

Moja firma:

Notatki z marginesów:

Miłość jest sposobem bycia. Energią emanującą z nas, gdy uwolnimy to, co ją blokuje.

- David R. Hawkins

Linki polecające:

Czego słuchać w trakcie pracy:

Ostatnio na blogu:

Zobacz również:

Instagram