Listopad w skrócie | Najlepsze śniadanie EVER, bardzo okrągła rocznica i poznawanie swoich talentów

Cześć!

Nie wiem kiedy minął mi listopad! Nawet trudno było mi przypomnieć sobie, co się wtedy działo – też Wam się to czasem zdarza? Dokumentowanie swojego życia na coś się przydaje, bo w zasadzie tylko dzięki zdjęciom i zapiskom w kalendarzu udało mi się zauważyć, ile w tym miesiącu zrobiłam i co tak naprawdę się wydarzyło.

Zapraszam po dzisiejszą dawkę inspiracji! 🙂

Fotografia i praca

Na monitorze zdjęcia, zdjęcia, zdjęcia. Gdyby nie K. i nasze wspólne kolacje, to w niektóre dni wszystkie posiłki jadłabym pewnie przy komputerze. Niestety znów weszłam w mój tryb nocny i do poduszki przytulałam się dopiero rankiem, ale po tylu latach fotografii, w pewien przedziwny sposób już to nawet lubię. 🙂 Tę ciszę, mgliste poranki i pracę wtedy, gdy wszyscy śpią i jest pełny spokój i harmonia.

W listopadzie fotografowaliśmy kilka odważnych (i wytrzymałych na zimno :D) Par. Praca w takich warunkach znacznie różni się od letnich, ogrzanych słońcem sesji – musimy działać o wiele szybciej, żeby nie zamienić naszych modeli w sople lodu. Poniżej cudowni Karolinka i Łukasz. 🙂

Poznaliśmy się też z kolejnymi fantastycznymi Parami 2018 i planujemy kilka niecodziennych sesji na sezon 2018 – jeszcze nie odespałam mijającego sezonu, ale już nie mogę się doczekać! 😀 Jeśli bierzecie niebawem ślub, zawsze możecie zajrzeć na naszą firmową stronę i jeśli portfolio Wam się spodoba, napisać do mnie w sprawie Waszego dnia. Będzie mi bardzo miło! <3

Relaks i życie prywatne

Listopad to taki miesiąc, w którym wszyscy jesteśmy po trochu introwertykami. A jeśli jesteśmy nimi i przez pozostałe jedenaście miesięcy w roku, to jest ziszczeniem naszych marzeń. 😀

W Niezbędniku listopadowego introwertyka pisałam, że mimo chłodu za oknem, listopad jest dla mnie miesiącem ciepła i dobra. Czasem tylko mija zbyt szybko, zwłaszcza kiedy zachwiany jest mój work-life balance. Ale o to właśnie chodzi: czasem w tym balansie więcej jest pracy, a czasem życia i nie trzeba z tym walczyć. Uczę się brać z tego jak najwięcej dla siebie.

Mimo, że tak dużo czasu spędziłam z nosem w monitorze, przeżyliśmy z K. wiele świetnych chwil i z ręką na sercu mogę powiedzieć: ten czas, który udało się wygospodarować na relaks, był bardzo, bardzo wartościowy.

Wyciszenie

Jak dobrze, że jest taki dzień jak 1 listopada. Nie zawsze lubiłam to święto, a raczej chyba nie umiałam znaleźć wcześniej właściej dla mnie formy jego celebracji. Wszystko zmieniło się, od kiedy na groby zaczęliśmy jeździć we dwoje z moim K., późnym wieczorem. Nie ma wtedy tłumów ani korków na drodze, przepychania się w bramie cmentarza, ani walki o dostęp do stoisk z wiązankami.

Jest za to ciepło palących się już wszędzie światełek, nierealna sceneria, zapach steryny, trochę ciszy i chwila dla siebie. Mam wrażenie, że ten szczególny moment rozpoczyna moje wewnętrzne przygotowania na czas Świąt – po prostu zwalniam.

Jesienna muzyka

Mojej jesieni nie ma bez rocka progresywnego – The Doors i ich pierwsza płyta niepodzielnie rządzą w moich głośnikach, nawet repertuary kawiarni pokrywają się z moimi upodobaniami. „Riders on the Storm” to hymn listopada, tak jak piosenką grudnia jest pewnie „Last Christmas”. 😉

Muzykę, której najczęściej słuchałam w trakcie obróbki zdjęć (i nie tylko), znajdziecie w listopadowym zestawieniu Czego słuchać w trakcie pracy. Jest tam też specjalnie dla Was stworzona spotify’owa playlista – mam nadzieję, że będzie Wam służyć także w grudniu!

Książki

Wiecie już pewnie, że lubię czytać nawet po pięć książek na raz! Ale w tym miesiącu całą moją uwagę pochłonęły dwie: „Sapiens” (polecałam ją już w poprzednim miesiącu, ale do cienkich nie należy – wciąż czytam) i (w szczególności) „Gdziekolwiek jesteś, bądź” Jona Kabat-Zinna. Zainspirowana tą drugą, napisałam dla Was post o uważności – zajrzyjcie, jeśli macie chwilę, bo wydaje mi się, że to jedna z ważniejszych treści na Zenblogu.

Test Gallupa

W zasadzie nie wiem, czy ten punkt przynależeć powinien do sfery osobistej czy zawodowej – jest gdzieś pośrodku. Zrobiłam sobie prezent w postaci testu talentów Gallupa. To test pomagający zidentyfikować nasze talenty, stanowiące w dużej mierze o tym, w jaki sposób realizujemy zadania i patrzymy na rzeczywistość. Możecie wykonać go na stronie Gallup Strengths Center – nie jest bezpłatny, ale po jego wykonaniu otrzymujemy coś więcej niż tylko wynik w postaci pięciu najsilniejszych talentów (lub całej hierarchii 34 talentów – zależnie od wybranej opcji). Czeka na nas wielka paczka materiałów do analizy i pracy nad tymi umiejętnościami, które chcielibyśmy w sobie rozwijać. Test dostępny jest w języku polskim, materiały w wersji angielskojęzycznej.

Moimi najmocniejszymi talentami okazały się Ideation (Odkrywanie), Intellection (Intelekt, skłonność do rozważań), Connectedness (Zauważanie współzależności, łączności między rzeczami), Strategic (Strategia i planowanie) i Empathy (Empatia). O niektórych wiedziałam już wcześniej, inne były dla mnie lekkim zaskoczeniem, ale po wczytaniu się w analizę, poświadczam, że jest w tym sens. 😉

Jestem bardzo ciekawa, czy robiliście już test Gallupa (może mieliście taką okazję w pracy?). Więcej o wybranych talentach możecie dowiedzieć się z podcastu Dominika Juszczyka, który serdecznie Wam polecam. To właśnie Dominik skłonił mnie do przebadania swojej osobowości pod względem talentów. 🙂

Pierwsze szkice

À propos talentów (a raczej braku niektórych ;)): od dziecka wierzyłam, że jestem beztalenciem plastycznym (do dziś pamiętam zdanie, które wypowiedziała o mnie opiekunka malującej grupy kilkulatków, do której zostałam zapisana: „potrafi namalować szybko bardzo dużo misiów” :D), ale od dziecka miałam też silną potrzebę tworzenia czegoś.

Wiecie, nie chodzi o tworzenie przez duże „T” i wielką sztukę. Zawsze chciałam po prostu coś stwarzać, robić czegoś z niczego. 🙂 Do dziś takie aktywności budzą mój entuzjazm (choćby fotografia) i podziwiam wszystkie osoby, które potrafią tworzyć – na różne sposoby. Nie mam w tej kwestii specjalnych preferencji, bo ciekawy jest nawet sam proces. 🙂

W końcu wzięłam mój szkicownik, który kupiłam sobie wiosną w ramach sprawdzania swoich przekonań o samej sobie i zrobiłam pierwszy szkic. I powiem Wam, że to było cu-do-wne uczucie! Polecam szczerze – twórzcie, cokolwiek, bo wtedy budzi się uważność, a zaraz za nią flow. 🙂

Jesienno-zimowe śniadania

Wiecie już z tego wpisu, że uwielbiam jaglankę i co trzecie moje śniadanie jest jakąś jej wariacją. W listopadzie królowała jaglanka na mleku migdałowym, z zapiekanym (w mikrofalówce :P) jabłkiem, posypana cynamonem. To jest niebo!

Gdy jednak nie chce Wam się przygotowywać śniadania samodzielnie, a mieszkacie (lub będziecie) w Warszawie, wpadnijcie koniecznie do Tel Aviv Urban Food – serwują przeprzepyszne śniadania, i to do godziny 15:00. Przy moim trybie życia to niebagatelna zaleta. 😉 Jedliśmy tam „śniadanie tradycyjne”, złożone z kilku miseczek z pysznymi pastami i konfiturą, świeżego pieczywa i warzywek (fasolowa pasta ze śliwką jest majstersztykiem!) i porządnie rozgrzewającą, ale nie zabijającą ostrością (to wielki plus) szakszukę z najlepszą pitą na świecie. Oczywiście 100% vegan style, z opcją dla bezglutenowców, jeśli ktoś potrzebuje. 🙂 Zdjęcie naszych pyszności możecie zobaczyć tutaj. 🙂

Drugi sezon „Stranger Things”

Są seriale z ultraciekawą fabułą, a są takie, które w formie streszczenia nie brzmią specjalnie wyjątkowo, ale są tak dobrze zrobione, że najchętniej obejrzałoby się wszystkie odcinki nie przerywając. „Stranger Things” należy do tych drugich. 🙂

Odpowiadają za to po trochu przesympatyczni, dobrze zarysowani bohaterowie, po trochu dbałość scenarzystów o szczegóły (ile tam jest elementów, których mogłoby nie być, a dodają smaku!), po trochu rewelacyjne światło i operowanie symbolami, na koniec klimat, jakby żywcem wyjęty z seriali familijnych lat 80. i świetna, elektroniczna muzyka. Tę płytę polecałam już w muzycznym zestawieniu z listopada, ale co mi tam, łapcie jeszcze raz, bo jest super:

Najważniejsze na koniec!

Jej… aż nie wiem jak ująć to w słowa, ale w tym roku obchodziłam nie tylko okrągłe urodziny, ale i okrągłą rocznicę z moim K.! Tak, ktoś wytrzymał ze mną całe 10 lat! Wnioskując po K., można po takim czasie uodpornić się na ciągłe przerywanie w trakcie czytania książek, niekończące się pytania o wrażenia na temat wszystkiego, a nawet na nie wiadomo jak wiele razy wypowiadane „jestem prawie gotowa, prawie możemy wychodzić!” (czasem nawet kilkukrotnie w trakcie tych samych 30 minut).

Jak napisałam na Instagramie, nie mogę uwierzyć, że za nami już cała dekada wspólnego śmiania się, płakania (zwłaszcza na reklamach…), niekończących się rozmów, spacerów, tańczenia, tulenia, fotografowania i najlepszego dobra na świecie! Jestem taaaak wdzięczna za te chwile…

Rekomendacje Zenbloga

Jak co miesiąc, mam dla Was kilka świetnych linków, które uzbierały się w moim folderze z treściami do polecenia:


A co słuchać u Ciebie? 🙂

Jestem bardzo ciekawa, jak minął Twój listopad, co się wydarzyło i co odkryłaś. Będzie mi supermiło, jeśli podzielisz się w komentarzu wartościowym linkiem, książką, myślą lub muzyką – dzielenie się dobrem jest fajne!

Do zobaczenia w komentarzach! 🙂

Jeśli artykuł Ci się podobał, możesz polubić fanpage Zenbloga i śledzić blog w serwisie Bloglovin’ i na Instagramie. Będzie mi bardzo miło, jeśli dołączysz do grona obserwujących lub podzielisz się tym wpisem z innymi! 🙂


W listopadzie na Zenblogu ukazały się:

 

 

Kim jestem?

Aneta Kicman

Fotograf, freelancerka, magister filologii polskiej, optymistka, miłośniczka roślinnego jedzenia i życia w zgodzie ze sobą.

Moja firma:

Notatki z marginesów:

Miłość jest sposobem bycia. Energią emanującą z nas, gdy uwolnimy to, co ją blokuje.

- David R. Hawkins

Linki polecające:

Czego słuchać w trakcie pracy:

Ostatnio na blogu:

Zobacz również:

Instagram