Kwiecień w skrócie | Początek ślubnego sezonu i kreatywne relaksowanie się na całego!

Na zdjęciu w płytkiej głębi ostrości chowa się mój szarlagielnik – pyszne połączenie spodu od szarlotki z książki Wegan Nerd i cytrynowego kremu jaglanego od Jadłonomii. Niebo w gębie!

Oooch, co to był za miesiąc… na samo wspomnienie się uśmiecham. Kwiecień był najbardziej relaksującym czasem od nie-pamiętam-kiedy, a przy okazji jednym z najbardziej produktywnych (w te dni, kiedy pracowałam, a nie było ich wiele). Sama się dziwię, ale kwiecień mnie nie rozleniwił. Nabrałam sił i teraz mam wrażenie, że mogę dokonać wszystkiego, czego chcę. Taka jest siła odpoczynku… 😉

Co się działo w kwietniu?

Fotografia i praca

Na kwiecień zaplanowałam małe wakacje od wszystkiego. Nie mogłam pozwolić sobie na całkowitą przerwę od pracy, ale miałam jej na tyle mało, że znowu stała się wyczekiwaną przyjemnością, za którą się tęskni. 🙂

Postanowiłam sobie, że jeśli już będę pracować, to naprawdę superproduktywnie – tak, by wszystko zrobić raz-dwa i mieć jak najwięcej czasu dla siebie. I powiem Wam, że to o wiele lepsze podejście, niż pracowanie po dwie godziny, ale codziennie. W kilka dni udało mi się ogarnąć lwią część obowiązków zaplanowanych na kwiecień i zostało tylko sporadyczne odpowiadanie na wiadomości w sprawie terminów. Jednym słowem: laba!

Pod koniec kwietnia wróciliśmy jednak do fotografowania i otworzyliśmy sezon ślubem cudownych ludzi. Jak super było znowu chwycić za aparat! Jeśli jesteście ciekawi, pierwsze zdjęcia z przygotowań Panny Młodej możecie zobaczyć tutaj:

Jak miło znowu złapać za aparat! Te kilka zdjęć zrobiliśmy w ostatnią sobotę, na pięęęęęknym ślubie Agnieszki i Rafała. …

Opublikowany przez Yourstory.pl 30 kwietnia 2017

Relaks i życie

Kwiecień był dla mnie zwolnieniem obrotów także dlatego, że musiałam podleczyć mój ranny w remoncie palec, tak by na ślubie pod koniec miesiąca już swobodnie chodzić (i to w innych butach niż wybitnie niewyjściowe adidasy do biegania 😉 ). Widząc deszcze za oknem, nie było mi specjalnie żal, że spędzałam te dni pod kocykiem, z herbatką, filmami i kaligrafią w planach na wieczór.

Zaczęłam kaligrafować. Czy raczej nieporadnie układać na papierze rozmaite zawijasy, na podobieństwo pięknego, ręcznego pisma, jakim może pochwalić się Zenja lub cudowna Małgosia Małecka z Hello Calligraphy. Co z tego, że do obu wzorów jeszcze mi daleko? Progress, not perfection!

Zaczęłam malować akwarelami. Mała paletka, kupiona spontanicznie w Tigerze, okazała się najlepiej wydanymi piętnastoma złotymi ostatnimi czasy. Nawet w porównaniu ze słoikiem pysznego masła orzechowego, które uwielbiam. Po prostu relaksuje, zeruje, jest jak medytacja.

Założyłam Bullet Journal. Od dawna notuję – mam dziesiątki osobistych list, aktualizowanych w Evernote, system planowania zadań równolegle do kalendarza, coś jak Bullet Journal do blogowania, choć ja nazywam go notesem kreatywnym. A jednak prawdziwego BuJo z kalendarzem nigdy nie prowadziłam. Nadszedł ten moment, bo nie mieszczę się w moim kalendarzu 2017 i powiem szczerze, jest lepiej niż myślałam, a śledzenie nawyków i nowa forma zapisków bardzo motywują mnie do pracy nad sobą i swoimi celami.

Zorganizowałam wyprzedaż ubrań, których nie noszę. Niedawno pisałam o 3 rzeczach, z których zrezygnowałam w tym roku  – jedną z kategorii były zbędne ubrania. Co prawda spakowałam je w worek (no dobra, kilka worków), ale dalej zajmowały miejsce i nie wiedziałam co z nimi zrobić. Przed Świętami zorganizowałam kameralną, domową dla kilku osób wyprzedaż. Sterta zmniejszyła się tylko o kilka sztuk, ale to zawsze jakiś krok do przodu, prawda? W tym miesiącu mam ambitny plan, by wystawić przynajmniej połowę pozostałych na allegro lub olx.

Zrobiłam generalne porządki. Dokopywanie się do gołych ścian i podłóg lub chociaż dna szuflady, jest jak dokopywanie się do sedna – chyba dlatego porządki tak bardzo mnie odprężają i uspokajają. Te przedświąteczne wprowadziły mnie w taką dobrą harmonię, jakiej potrzebowałam. Brzmi to zabawnie, ale jest w czynności sprzątania coś i dla naszej duszy.

Spędzałam rodzinne Święta. Czas Świąt w tym roku był relaksujący i wyciszający, całkiem rodzinny. Błogie wylegiwanie się w świeżej, wyprasowanej poprzedniego wieczoru pościeli, wegańska szarlotka i pyszny tofurnik z przepisu Bezgrzesznej Rozpusty, zrobiony przez mojego partnera, chwila na kaligrafowanie, spacer po Starówce (jak dawno tam nie byłam!) – czego można chcieć więcej? Czym jestem starsza, tym bardziej cieszą mnie proste rzeczy.

Obejrzałam też trzy filmy godne polecenia. W tym miesiącu były to Piękna i Bestia, Hidden Figures i Manchester by the Sea – o dwóch ostatnich chciałabym jeszcze napisać na blogu.

Poza nowościami kinowymi polecam Wam jeszcze grenlandzkie opowieści Krzysztofa Gonciarza – filmy zrealizowane z wielką wrażliwością estetyczną, a przy tym szacunkiem do tradycji i sposobu życia Inuitów. Zobaczcie tylko zapowiedź:

Blogowanie

To błogie odpoczywanie miało jedną negatywną konsekwencję – na blogu było mnie dużo mniej niż w ubiegłym miesiącu, a wiele postów, które zaczęłam pisać na początku kwietnia, nadal czeka na ukończenie. Cóż. Trudno! Tak bywa i wiem, że ten czas był mi potrzebny na naładowanie akumulatorów. Możliwe, że dzięki temu majowa ramówka Zenbloga będzie szczelniej wypełniona.

W najbliższym czasie na pewno możecie spodziewać się postu o filmach, zaległego Czego słuchać w trakcie pracy na kwiecień (mam Wam do polecenia sporo wartościowych podcastów) i artykułu o książkach, które zmieniły coś w moim życiu – może zmienią też w Waszym?

Planuję też więcej publikacji na temat fotografii, ale jak zawsze od trochę innej strony niż ogarnianie parametrów ekspozycji i kompozycji zdjęcia – w końcu ściągi na ten temat możecie znaleźć w wielu miejscach w sieci. Za to porad o tym, jak fotografować, by znajdować najciekawsze momenty lub opowiadać konkretną historię, jest jak na lekarstwo. O tym będę chciała Wam opowiedzieć.

Ale, ale! W sferze blogowania w kwietniu miało miejsce jedno ważne wydarzenie – pierwsze urodziny ZenBloga! Nie chce mi się wierzyć, że minął już cały rok. 🙂 Z tej okazji pojawił się artykuł 4 największe atuty blogowania na pierwsze urodziny ZenBloga, zajrzyjcie jeśli macie ochotę poczytać co blogowanie zmieniło w moim życiu – ja z kolei ciekawa jestem co zmieniło u Was. 🙂

Mniej więcej od zeszłego miesiąca działa też zenblogowy Instagram, na Instastories pokazuję m.in. kulisy mojej pracy jako fotografa.

Rekomendacje Zenbloga

Kwietniowy miesiąc w skrócie nie mógłby ukazać się bez wyjątkowych treści, godnych zarekomendowania. W tym miesiącu polecam Wam szczególnie:


A jak Tobie minął kwiecień? 🙂

Co dobrego udało Ci się zrobić, obejrzeć, przeczytać, zobaczyć? Jeśli masz ochotę podlinkować swój wpis z podsumowaniem, śmiało. Będzie mi bardzo miło przeczytać co wydarzyło się u Ciebie.

Jeśli chcesz, możesz obserwować ZenBlog w serwisie Bloglovin’, na Facebooku lub Instagramie. Do zobaczenia!

W lutym na Zenblogu ukazały się:

 

Kim jestem?

Aneta Kicman

Fotograf, freelancerka, magister filologii polskiej, optymistka, miłośniczka roślinnego jedzenia i życia w zgodzie ze sobą.

Moja firma:

Notatki z marginesów:

Miłość jest sposobem bycia. Energią emanującą z nas, gdy uwolnimy to, co ją blokuje.

- David R. Hawkins

Linki polecające:

Czego słuchać w trakcie pracy:

Ostatnio na blogu:

Zobacz również:

Instagram