Jak mieć czas na prowadzenie bloga? Moja optymalizacja czasu

prowadzenie bloga a optymalizacja czasu

Masz czas, by spokojnie posiedzieć na gałęzi, czy lecisz, jak ten z prawej?

Czego ja bym nie zrobiła z tym moim blogiem, gdybym tylko miała na to czas… Droga blogerko, ile razy zdarzało Ci się tak myśleć – pewnie nie zliczysz? Miałam taki moment, że zastanawiałam się, czy prowadzenie bloga na pewno jest dla mnie – skoro nie jestem w stanie pisać więcej niż dwa wpisy miesiącu, w dodatku piszę nieregularnie, co pomyśli czytelnik?

Ale zostałam, i z czasem wyrobiłam sobie kilka dobrych nawyków, służących optymalizacji czasu w prowadzeniu bloga. W końcu to dziedzina jak każda inna i w niej również kryją się czaso-pułapki, które z powodzeniem da się omijać. Dziś właśnie o tym!

Kwestia zdjęć

To największy pochłaniacz czasu każdego blogera. W końcu, żeby od początku do końca przygotować zdjęcie lub serię zdjęć, trzeba je zaplanować, zwłaszcza, jeśli mają być blisko związane z wpisem, zrobić, zgrać na dysk komputera, obrobić, zmniejszyć, opisać i dopiero wtedy wrzucić do WordPressa i zająć się ich rozmieszczeniem w poście.

Potrzeba jeszcze więcej czasu, jeśli nasze zdjęcia wymagają konkretnej scenografii lub oświetlenia, jak na przykład popularne flat-laye lub śliczne zdjęcia latających lub zalewanych kawą książek na Insta. Ponoć ogranicza nas tylko wyobraźnia, ale zapominamy, że na to wszystko potrzebny jest także czas.

Co robię, aby usprawnić mój proces? Przede wszystkim, staram się robić zdjęcia przy okazji. Pracuję jako fotograf, więc czasem po sesji (a nawet wyjątkowo w jej trakcie) udaje mi się zrobić kilka zdjęć miasta lub detali, na przykład roślin, czasem Kamil uchwyci mnie przy pracy, w trakcie dnia ślubu. 🙂 Takie zdjęcia są praktycznie bezwysiłkowe i wymagają później tylko przerzucenia do osobnego folderu i wywołania z RAWa.

Przy okazji fotografuję też, kiedy jesteśmy na spacerze, w kawiarni, często zabieram aparat nawet wtedy, gdy nie wiem, czy będzie okazja go użyć. Wiem, że nie zawsze można sobie na to pozwolić, zwłaszcza, jeśli mamy sprzęt duży i ciążki (mój przypadek – marzę o lekkim bezlusterkowcu do zabierania wszędzie!). Ale jeśli tylko jest to możliwe, jeśli idziesz gdzieś, gdzie będziesz dużo siedzieć i aparat spokojnie może Ci towarzyszyć, jak w kawiarni, bierz i rób zdjęcia przy okazji!

Po drugie, jak napisałam, często fotografuję właśnie detale – szczególnie lubię zbliżenia roślin. Myślę, że poniekąd zdjęcia natury to wyróżnik Zenka – robią robotę, wprowadzając spokój, zieleń i dobre wibracje, a do tego kojarzą się z uważnością i życiem w zgodzie z samym sobą – przynajmniej moim zdaniem.

Oto kilka zdjęć, które mam już przygotowane do kolejnych wpisów. 🙂

Dobrze zrobić kilka ujęć tego samego tematu (jak wyżej: palmy), z myślą o dłuższych postach, które potrzebują bogatszej oprawy.

Takie fotografie poza uspójnianiem strony wizualnej bloga mają jeszcze jedną zaletę. Niemal do wszystkiego pasują. Niezależnie, czy piszę o relacjach, czy o medytacji, czy rozwoju – zdjęcia natury są jak znalazł. Oczywiście niektóre tematy wymagają innej oprawy – u mnie są to na przykład te, związane z freelancingiem.

Idealnie byłoby mieć do wpisu, który czytasz, zdjęcia swoich rąk nad klawiaturą lub portrety za laptopem. Ale nie zamierzam z ich powodu rezygnować z publikacji wpisu – to raczej sygnał, by zrobić je następnym razem, na przyszłość.

Nic nie stoi na przeszkodzie, by znaleźć swoje, pasujące do wszystkiego, zdjęcia – detali: mogą to być zdjęcia stołowej zastawy, wyposażenia biurka, igły, nici, materiałów i przyborów krawieckich lub pokręteł i przycisków na odtwarzaczu muzyki, zdjęcia miasta – zaułków i zielonych przestrzeni lub szklanych ścian wieżowców i ruchliwych skrzyżowań, swoich portretów lub choćby przedmiotów, związanych z urodą – zależnie od tematyki, jaką u siebie poruszasz.

Zwykle robię takich zdjęć więcej niż potrzeba, a później wykorzystuję je przez kilka tygodni lub miesięcy, do ilustracji różnych wpisów.

Warto wziąć pod uwagę też mniej standardowe rozwiązania. Czy do wszystkich postów potrzebne są zdjęcia? Może niektóre kategorie wpisów dadzą radę, gdy będą ilustrowane grafikami, kolażami, rysunkami lub screenami (jeśli są uzasadnione) – często można je stworzyć szybciej. Sama korzystam z grafik przy wpisach o książkach i niektórych postach z serii Czego słuchać w trakcie pracy, a w dalszej części tego wpisu znajdziesz zrzuty ekranu.

Ważne: optymalizacja czasu to sprawa istotna, ale według mnie, nie warto dla niej rezygnować z własnych mediów, na rzecz tych ogólnodostępnych. Lepiej wstawić mniej dopasowaną fotkę niż taką, która w tym samym tygodniu pojawi się jako ilustracja setek wpisów w innych miejscach w sieci.

Czy zestawienia zawsze są szybkie do napisania?

Z pozoru to najłatwiejsze teksty do stworzenia, ale jeśli poza podlinkowaniem treści, zamierzasz napisać o nich kilka słów, mogą okazać się bardzo, bardzo czasochłonne. Zwłaszcza, jeśli każda treść wymaga od Ciebie powtórnego przesłuchania, przeczytania lub przejrzenia, a zwykle tak jest.

Do takich postów należą u mnie te z cyklu Czego słuchać w trakcie pracy, Notatki z marginesów i posty z podsumowaniami miesiąca. Weźmy na przykład CSwTP, w których polecam ciekawe wywiady, wykłady, pogadanki, muzykę i podcasty do słuchania w trakcie wykonywania obowiązków. Jeszcze do niedawna, wszystkie ciekawe treści gromadziłam w zakładkach, a po kilku tygodniach, kiedy przychodził czas na nowe CSwTP, otwierałam je ponownie, starałam się przypomnieć sobie, co wartościowego skłoniło mnie do polecenia ich na blogu i dopiero zabierałam się za tworzenie opisów.

Teraz linków do polecenia nie dodaję do zakładek, ale na bieżąco wpisuję je do pliku ze szkicem tekstu, od razu dodając kilka przemyśleń. Najczęściej są to proste równoważniki zdań w punktach, które dopiero później rozbudowuję do normalnego tekstu. Robię to zaraz po zakończeniu słuchania. Podobnie staram się robić z podsumowaniami miesiąca – na bieżąco zapisywać interesujące książki, filmy, miejsca i przemyślenia z nimi związane, oczywiście tylko w formie skrótowej, do późniejszego rozwinięcia!

Trochę inaczej sprawa wygląda z Notatkami z marginesów, czyli tekstami opartymi na refleksjach z czytanych książek. Pewnie wiesz z tego wpisu, że już w trakcie czytania podkreślam najważniejsze fragmenty, dodaję wykrzykniki i dopiski na marginesach (stąd tytuł cyklu) i spisuję kilkuzdaniowe przypomnienia na stronie rozpoczynającej każdy rozdział, jeśli książka jest wyjątkowo interesująca. To bardzo ułatwia późniejszą pracę nad tekstem.

Czasem biorę notatnik i w trakcie czytania zapisuję najciekawsze uwagi autora, z myślą o wpisie. Wszystko po to, by później mieć jak najmniej pracy, polegającej na przypominaniu sobie treści.

Odpisywanie na komentarze i pisanie własnych

Nie powiem, żeby na samym Zenku było ich tyle, by ich ogarnięcie sprawiało jakikolwiek problem, ale przecież nie jesteśmy tylko twórcami. Sama czytam też inne blogi i często chcę dać znać autorkom (przypadkowo moje ulubione są pisane głównie przez kobiety), że tekst wniósł coś do mojego życia lub podyskutować o poruszonych tematach. 🙂

Tak jak z odpowiadaniem na komentarze na własnym blogu nie ma raczej problemu – na te krótsze odpowiadam najczęściej w trakcie innych czynności, na przykład gdy jestem w drodze gdzieś, na dłuższe znajduję czas pomiędzy innymi zajęciami, tak z przeczytaniem pełnego posta na czyimś blogu, zastanowieniem się i napisaniem czegoś wnoszącego coś do dyskusji, może być większy problem. Bo kiedy mamy to robić, mając wiele swoich obowiązków zawodowych, a do tego własnego bloga?

Wciąż szukam idealnego rozwiązania, ale w tym momencie lubię zorganizować sobie konkretny czas – na przykład godzinę (najczęściej raz-dwa razy w tygodniu), kiedy zamiast po książkę, sięgam do zapisywanych przez cały tydzień postów do przeczytania z innych blogów. To wręcz rytuał. 🙂

Naturalnie nie robię tego z obowiązku – czytam te treści, które naprawdę mnie ciekawią, wnoszą nowe spojrzenie na wiele spraw, są głosem w dyskusji o kwestiach, które często sama poruszam, wreszcie – bardzo mnie inspirują. Nie pamiętam ile razy po przeczytaniu tekstu u kogoś poczułam wenę do pisania, często nawet na inny temat, bo jakaś myśl mnie zainspirowała.

Może się tak zdarzyć, że z braku czasu będziemy tonąć pod zapisanymi tekstami do przeczytania i zupełnie nie będziemy mieć na to czasu. Mam taką zasadę, że zawsze wybieram 3-4 wpisy (lub po prostu tyle, na ile mam czas), a resztę kasuję, czasem zostawiam te najciekawsze na następny raz. Nie da się przeczytać wszystkiego.

Moje podejście do social mediów

Przyznaję się bez bicia – moje social media nie należą do tych idealnie prowadzonych, przynajmniej nie jest tak wtedy, gdy to piszę. I wiesz co? W ogóle mi to nie przeszkadza. Mam świadomość, że nie mogę być wszędzie – wybrałam obecność na Instagramie i na Facebooku i na tym pierwszym znajdziesz mnie częściej.

Nie mam aspiracji, by być w 100% obecna w każdym możliwych medium, zwłaszcza, że mam też na głowie social media firmowe. Zamiast planować kolorystykę i układ tablicy Zenkowego Instagrama, wolę poświęcić czas na inne sprawy, choćby na napisanie nowego tekstu.

W tym momencie skupiam się na rozwoju jednej płaszczyzny kontaktu z Wami (poza blogiem) i jest to Instastories. To tam jestem w stanie reagować najszybciej, a przy tym pokazywać Wam najmniejszym kosztem czasowym najwięcej ze swojego życia. Jeszcze nie wszyscy przenieśli się tam z Facebooka, ale może po tym wpisie grono się powiększy. Chodźcie, bo jest fajnie. 🙂

Nie publikuję codziennie. Nawet nie dlatego, że czasem po prostu nie robię nic, co zasługuje na wzmiankę (choć to też przecież się zdarza). Po prostu nie potrafię z czystym sumieniem jednocześnie być na zleceniu i relacjonować wszystko na Insta, jak inni fotografowie. Taki multitasking mi nie odpowiada i zamiast kręcić film telefonem o tym, jak fajnie jest na ceremonii ślubu lub weselu, wolę podnieść do oka aparat i złapać te wszystkie momenty, zanim się skończą.

Na sesjach też o tym nie myślę. Social media to ostatnia rzecz, która pojawia się w mojej głowie, gdy pracuję. Czy zamierzam to zmieniać na siłę? Raczej nie. Dlatego, że nie uważam, by zawsze był dobry czas na social media – nie dajmy się zwariować, że musimy pokazać każdy ciekawy moment ze swojego życia.

Prowadzenie bloga a waga planowania

Nie zawsze mi się to udaje, ale gdy naprawdę się przyłożę, dostajecie przynajmniej pięć lub sześć tekstów w miesiącu. Pisanie dwa razy w tygodniu to mój ideał i do niego zmierzam, ale wiadomo jak to jest – raz wszystko pięknie się układa, innym razem coś w naszym życiu wymaga interwencji i wykreślamy z naszych to-do list to, co ma niższy priorytet.

Mimo, że nie zawsze można zrealizować wszystkie plany, nie wyobrażam sobie nie usiąść pod koniec miesiąca z cyferkami od 1 do 30/31 i nie zastanowić się nad planem wpisów na kolejny miesiąc.

Robię to nie po to, by trzymać się później tego harmonogramu na amen i ciosać sobie kołki na głowie, jeśli nie uda mi się napisać sześciu wpisów lub któryś tekst wypadnie z kalendarza, ale po to, żebym wiedziała, jakie szkice mam już przygotowane i jakie tematy czekają na opowiedzenie.

To oszczędza mi mnóstwo czasu, który kiedyś poświęcałam na zastanawianie się, o czym wypadałoby napisać, i sprawdzanie, czy na blogu ostatnio zbyt często nie pojawiały się teksty np. związane z kategorią Zwykłe życie, a za mało te, na temat freelancingu. Albo jak dużo czasu upłynęło od ostatniego odcinka z cyklu CSwTP. To potrafi nam niepostrzeżenie ukraść kilka godzin w miesiącu!

Mój kalendarz wpisów znajduje się w Excelu (tj. arkuszu kalkulacyjnym OpenOffice). Właśnie tam mogę łatwo kontrolować poprzednie i kolejne miesiące (każdy to osobna zakładka), a w miesięcznej tabelce w chwilę zamieniać kolejność wpisów, usunąć tematy, które mi nie podeszły, a bardziej wymagające przesuwać na późniejszy termin. Jesteś w stanie zrobić to szybko na kartce papieru? No właśnie.

Wszystko podane jest jak na tacy – każda kategoria ma swój kolor, a wpisy, których pisanie rozpoczęłam są oznaczone i podlinkowane, po to by łatwiej było je odszukać i dokończyć.

Oczywiście prowadzenie bloga to nie sztywne trzymanie się harmonogramu. Dalej jest miejsce na spontaniczność i często zdarza się, że zamiast jednego wpisu pojawia się inny. Na przykład teraz, gdy miałam pisać dla Was nowy odcinek CSwTP, rozpisałam się o tym, że pracuję nad optymalizacją, by wpisy pojawiały się częściej i powstał ten wpis. Życie.

Mimo wszystko, uwielbiam planowanie i wypełnianie swoich planów, nawet tylko w części, jeśli są ambitne. Bez nich pewnie nie zrobiłabym nawet ułamka tego, co sobie zaplanowałam. I robiłabym to znacznie, znacznie dłużej!

prowadzenie bloga a optymalizacja czasu

Tak w moim arkuszu do planowania wyglądał sierpień na Zenku, zanim napisałam ten post. 🙂


Ciekawe, jakie są Twoje sposoby na optymalizowanie czasu pracy nad własnym blogiem!

Zarywasz noce, czy zawsze jesteś kilka wpisów do przodu? Jakich problemów dostarcza Ci prowadzenie bloga?

Jak zawsze czekam na wieści od Was! 🙂

Inne wpisy, które mogą Cię zainspirować:

Możesz polubić fanpage Zenbloga i śledzić blog w serwisie Bloglovin’ i na Instagramie. Będzie mi miło, jeśli dołączysz do obserwujących lub podzielisz się tym wpisem z innymi.

Kim jestem?

Aneta Kicman

Fotograf, freelancerka, magister filologii polskiej, optymistka, miłośniczka roślinnego jedzenia i życia w zgodzie ze sobą.

Moja firma:

Notatki z marginesów:

Miłość jest sposobem bycia. Energią emanującą z nas, gdy uwolnimy to, co ją blokuje.

- David R. Hawkins

Linki polecające:

Czego słuchać w trakcie pracy:

Ostatnio na blogu:

Zobacz również:

Instagram