Cóż… Moja Babcia zawsze potrafiła odstawić się do sesji.
Oglądasz czasem swoje prywatne zdjęcia sprzed roku lub dwóch? Takie, których autorem jesteś Ty i Twoja rodzina? Jeśli tak, ciekawa jestem w jakiej formie zwykle to robisz – może przerzucasz je na telefonie, może zapuszczasz pokaz slajdów na ekranie komputera, przy którym wszyscy trochę się niecierpliwią, ze względu na liczbę powtórek. 😉 A może w ogóle nie zaglądasz do czeluści swojego folderu, bo przeraża Cię liczba zdjęć w nim zgromadzona?
Papierowe zdjęcia
Pamiętasz? Kojarzą Ci się z domem babci, dzieciństwem, pożółkłymi fotografiami sprzed wieku. Czasem na ich odwrocie widniał adres studia fotograficznego lub dedykacja z datą zapisaną na pamiątkę. Naświetlane, wygięte w łuk odbitki lub proste wydruki, wykonane na grubszym papierze z wycinanymi brzegami – zależnie od procesu wywołania.
Były pamiątką ważnych wydarzeń i sposobem na zapamiętanie najbliższych. Przed aparatem ustawiały się całe rodziny, klany, w najlepszych ubraniach i fryzurach, by na całe wieki utkwić w pamięci oglądającego, jako nienagannie ubrane postaci.
Powstawały też portrety – z klasycznym rembrandowskim lub nieco twardszym oświetleniem studyjnym, zależnie od umiejętności i upodobań artysty fotografika, i nieobecnym wzrokiem modela, wpatrzonego w dal. Zwyczajowo podarowywało się je bliskim, często z osobistą dedykacją na rewersie. Czemu ten piękny zwyczaj nie przetrwał?
Dziś zdjęcia należące do naszych babć, prababć, cioć są już lekko matowe, czasem pożółkłe lub wyblakłe, ale ich pamiątkowa (a czasem i historyczna) wartość wzrasta z każdym dniem, dlatego ogląda się je powoli, przyglądając się każdemu obrazowi, pytając dziadków lub ciocie, kto jest na zdjęciu, jak ma na imię, czy jeszcze żyje, gdzie mieszkał. Wyobrażając sobie, jakby to było żyć w tamtej scenerii ledwo powojennej Warszawy ze zdjęcia. Słuchając opowieści. Na tyle uważnie, by je zapamiętać i kiedyś odtworzyć swoim dzieciom.
Współczesne zdjęcia oglądamy inaczej, to naturalne – wino też lepiej smakuje, gdy postoi w piwnicy. Ale czy za kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt lat będziemy współczesną fotografię oglądać z równą ciekawością, z jaką dziś oglądamy zdjęcia naszych dziadków?
Moim zdaniem nie. Zabraknie jej ważnego elementu: unikatowości.
Zdjęcia dzisiaj
Zdjęć jest dużo. Fotografujemy szybko, nie znamy ograniczeń. Płynie potok cyfrowych plików. Sama z każdego spaceru czy wyjazdu przywożę o wiele więcej zdjęć niż bym chciała.
Codzienne zdjęcia w ekspresowym tempie się dezaktualizują. Chwilę po zrobieniu publikujemy je w mediach i równie szybko o nich zapominamy. Czy zrobione i opublikowane zdjęcie interesuje nas jeszcze, kiedy lajki zostaną już zebrane?
Nie przejmuj się, jeśli powiesz, że nie. Nie chcę wywołać w Tobie poczucia winy, ale zwrócić uwagę na to, że z reguły robimy tak dużo zdjęć, że nie starczyłoby nam czasu na ich oglądanie.
Więcej czasu spędzamy będąc twórcą niż odbiorcą zdjęć, zupełnie odwrotnie niż było dawniej. Dlatego chcę Cię zachęcić, by wrócić do oglądania fotografii.
Dlaczego warto być odbiorcą własnych zdjęć?
Niepowracanie do nich, to jak trzymanie w szafie sukienki, której nigdy nie nosimy – jasne, można. Możemy wierzyć, że pewnego dnia nadejdzie jej dzień, podobnie jak wierzymy, że pewnego wieczoru zasiądziemy do oglądania zdjęć z rodziną. W praktyce jednak nic nie dzieje, jeśli o to nie dbasz.
Pamiętam, że w dzieciństwie raz na jakiś czas, w weekend lub święto, wyciągało się projektor i wielkie, białe tło, na które rzucało się obraz slajdów. Tata obsługiwał rzutnik, ja z mamą siadałam na kanapie, babcia na krześle, dziadek w fotelu. I tak, komentując głośno i wspominając, przez godzinę lub dwie oglądaliśmy zdjęcia z młodości moich rodziców, przepiękne portrety babci, jej romantyczne zdjęcia z dziadkiem… czasem i moje zdjęcia z wczesnego dzieciństwa. A czasem (tak!) zdjęcia, z ostatniego wypadku do ZOO lub na plac zabaw.
Bywało, że siadaliśmy też z pudłem papierowych zdjęć lub oglądaliśmy slajdy w mniejszym gronie, na niewielkiej, szczękającej głośno przeglądarce KROKUS – może pamiętacie to charakterystyczne różowe pudełko? 😀 Sam fakt, że do dziś wspominam te wieczory, świadczy, że nie były bez znaczenia.
Babcia (na środkowym zdjęciu) lata pięćdziesiąte spędziła w ołówkowych, dopasowanych kiecach jak z żurnalu!
Po co więc oglądać? Dla ogromu przyjemności – jeśli robisz zdjęcia od dawna, obejrzysz sceny, o których już zapomniałeś, miejsca, twarze, które w Twojej pamięci zdążyły już się zatrzeć. Poczujesz co jest dla Ciebie ważne. Kiedy, gdzie i z kim czułeś się dobrze. Spojrzysz z dystansem na smutniejsze chwile. Zobaczysz jakie emocje towarzyszyły scenom ze zdjęć i ile wydarzeń składa się na Twoją osobowość. Przypomnisz sobie jaki byłeś dawniej i jaką drogę przeszedłeś. Nie raz uśmiechniesz się i nie raz ogarną Cię sentymentalne uczucia lub totalne zdziwienie (ostrzegałam).
A poza tym, staniesz się lepszym fotografem. Lepszym dla siebie, to znaczy lepiej spełniającym swoje własne, zdjęciowe potrzeby. Bo o to przecież chodzi w fotografowaniu dla siebie. 🙂
Wystarczy po prostu zacząć.
Jak czerpać więcej radości z własnych zdjęć?
Poniżej 5 sposobów na to, jak cieszyć się współczesnymi zdjęciami równie bardzo, jak tymi sprzed wielu, wielu lat.
1. Fotografuj DROBNE przełomy
Zwykle uwieczniamy takie chwile jak oświadczyny (czy chwilę po nich), ślub, pierwsze sceny z życia dziecka, ale momenty przełomowe nie muszą być wcale tak duże i uroczyste. W Twoim życiu pełno jest ważnych, choć mniej spektakularnych chwil. Może to być na przykład wymiana samochodu, przeprowadzka, zdanie egzaminu (żałuję, że nie mam zdjęcia upamiętniającego mój koniec studiów!), moment rozpoczęcia biznesu, zmiany pracy, kupno wymarzonego przedmiotu, poznanie nowych osób, pierwszy raz na łyżwach, piknik, wigilia, ważna kolacja – takich chwil jest naprawdę mnóstwo.
Wystarczy, że je dostrzeżesz. Może myślisz sobie teraz: hej, hej, pisałaś wcześniej, że robimy tak dużo zdjęć, a teraz namawiasz do tego, by robić ich jeszcze więcej? Tak i nie. Namawiam, by fotografować różnorodne chwile. Ale zachowywać mniej zdjęć niż dotychczas.
2. Spróbuj czasem odstawić się jak moja Babcia
W dzisiejszych czasach fotografujemy bardziej naturalnie i reportersko i to jest super. Uwielbiam takie zdjęcia. Mimo to myślę, że warto raz na jakiś czas wskoczyć w naprawdę superciuch, tylko po to, by bez wyraźnej okazji wybrać się na zdjęcia. Podejmujesz wyzwanie? 😉
Pamiętam, że jak ktoś kierował spontanicznie obiektyw w stronę mojej Babci, ona zaraz się oburzała, że jest niegotowa. 😉 Do zdjęcia potrzeba jej było mocnej szminki, pomalowanych paznokci, fryzury i odpowiedniej stylówy. Zostało jej to do dziś… Kiedyś mnie to denerwowało, a teraz myślę, że to wspaniała inspiracja, a jednocześnie znak dawnych czasów, kiedy na zdjęcia mogliśmy poświęcić tylko 36 klatek raz na tydzień, miesiąc, rok.
Jak widzisz, w latach siedemdziesiątych też wszystko było na swoim miejscu. 😉
3. Dokonuj selekcji
Wiem, że trudno się do tego przekonać, bo fotografowanie jest o wiele bardziej interesującą czynnością niż żmudne podejmowanie decyzji o tym, które zdjęcia zachować, a które (tak!) usunąć.
Ze względu na czasochłonność, sama nie robię tego zbyt systematycznie. 😉 Zwykle siadam do własnych zdjęć dopiero wtedy, kiedy żadne zdjęcia klientów nie czekają na obróbkę, a taki moment zdarza się średnio raz do roku i trwa kilka dni lub tygodni.
Jednak selekcja to etap konieczny, by cieszyć się własnymi zdjęciami, serio. Zrób to na próbę: przygotuj 3 podfoldery: wybrane, odrzucone, do decyzji (moje nazywają się przeważnie: tak, nie i nie wiem 😉 ). Nie usuwaj od razu zdjęć permanentnie, pod wpływem chwili (folder nie bezpiecznie je przechowa). Zdarza się, że zdjęcia, które na wstępnym etapie odrzucamy, stają się świetnym uzupełnieniem bazowej historii – bez nich nie byłaby tak barwna. Z doświadczenia fotografa ślubnego powiem Ci, że właśnie od selekcji zależy, jak zapamiętasz dane wydarzenie, więc przyłóż się do tej roboty!
Jakie zdjęcia wybrać? Dobre pytanie, zważywszy na fakt, że każdy selekcji dokonuje inaczej. Trzeba znaleźć własne kryterium, które pomoże nam najlepiej realizować swoje oczekiwania. Sama, wywołując zdjęcia prywatne (po części zawodowe też), wybieram sercem – szukam takich kadrów, które budzą emocje i oddają atmosferę. Dużo mniej liczy się tu dla mnie techniczna strona fotografii.
Więcej o dobrej selekcji (zarówno na poziomie fotografowania, jak i wyboru po zrobieniu zdjęć) pisałam w artykule o tym, jak przywieźć magiczne zdjęcia z podróży – zajrzyj jeśli chcesz dowiedzieć się, czego szukamy na zdjęciach po powrocie z wakacji.
4. Drukuj zdjęcia (to jest rób odbitki)
Drukowanie skłoni Cię do bardziej ograniczonej selekcji (i ze względu na przechowywanie i na wydatki), ale zaowocuje naprawdę pięknymi, zdjęciowymi wspomnieniami, do których będziesz chętnie (i prawdopodobnie dużo częściej) wracać.
Oglądając kolejne serie papierowych fot zauważysz, które z nich oglądasz najchętniej, a to pomoże Ci lepiej działać, kiedy jeszcze masz aparat w ręku – po prostu nauczysz się, jakie zdjęcia są dla Ciebie cenne.
Zobaczysz też ile zdjęć jesteś w stanie przeglądać na papierze, bez utraty uwagi. Z mojego doświadczenia wynika, że rodzinnie mamy siłę na nie więcej niż 100-120 sztuk za jednym razem, w pojedynkę oczywiście więcej – to już zależy od naszej determinacji. W okolicach 100-120 sztuk powinieneś zamknąć całą historię (np. zdjęcia z wyjazdu, z uroczystości, etc.).
Lata pięćdziesiąte. Nie jesteśmy z Babcią pewne, co tym razem Dziadek robił za mikrofonem, bo stawał za nim ponoć chętnie i z różnych, czasem spontanicznych powodów. Na przykład, by poderwać Babcię.
5. Twórz okazje do oglądania papierowych zdjęć
Raz na jakiś czas po prostu wyciągnij pudła lub albumy własnych, nie babcinych, nie maminych i nie ciocinych odbitek. Zrób dla wszystkich herbatę, coś do jedzenia i otwórz pierwsze pudełko… Niechętni szybko się przyłączą, kiedy wspomnisz, że pojawiło się zdjęcie z nimi w roli głównej. 😉
Papierowe zdjęcia mają ten plus, że można ich dotknąć, przekazywać z rąk do rąk… ja bardzo to lubię. Lubię ich fakturę, rysy i niedoskonałości, wędrowanie między wszystkimi domownikami.
I wiesz co jest najlepsze? Jeśli przygotujesz 100-zdjęciową historię, nikt nie zapyta kiedy koniec. Pytanie będzie brzmieć: to już?
Miłego oglądania! 🙂
A jak jest u Ciebie?
Jestem bardzo ciekawa, czy znajdujesz czas na oglądanie zdjęć – nie tych dawnych, ale własnych, mniej lub bardziej aktualnych. Czy tak jak ja kochasz je w wersji papierowej, czy częściej przeglądasz na ekranie komputera lub w telefonie?
A może masz wypracowany własny niepowtarzalny rytuał, związany z oglądaniem zdjęć i możesz się nim podzielić! Byłoby super.
I najważniejsze: kto podejmuje wyzwanie superstylówy do zdjęć zupełnie bez okazji?
Liczę na Was! <3
Inne wpisy, które mogą Cię zainteresować: