Podejmując się czegoś nowego, zawsze mamy ambitne plany – 3 wpisy w tygodniu, świetny poziom artykułów, użyteczność, kreatywność (uśmiech, moc, fitness, sport! – jeśli wiecie o co chodzi). Ale rzeczywistość weryfikuje je w najbardziej bezlitosny sposób. W połowie sierpnia złamałam nogę i niewiele wyszło z moich planów. O tym, jak to się stało, przeczytasz tutaj.
Noga złamana, zwiedzenie zakopiańskiego SORu odhaczone, po kilku dniach długi powrót do Warszawy (okazało się, że trzymanie złamanej nogi bez usztywnienia w górze, w trakcie jazdy, nie jest takie proste. Eeee… oczywiście byłam pasażerem 😉 ).
W Warszawie okazało się, że złamana noga to synonim bycia zajętym. Zamykając opis w jednym zdaniu: pójście do apteki ze złamaną nogą, to już jest bardzo produktywny dzień. 😉 Dlatego jeśli możecie, nie łamcie nóg, a już zwłaszcza, jeśli jesteście freelancerami. Którzy nie mogą wziąć zwolnienia, bo pracować nad zdjęciami i tak trzeba.
Co robiłam ze złamaną nogą?
Pomijając ekstremum, jak fotografowanie ślubu jednej z naszych świetnych Par, porzuciwszy na kilka godzin kule ku przerażeniu ortopedy, oraz ekspedycje związane z leczniczą i biurokratyczną stroną sytuacji, większość czasu spędzałam w pozycji półleżącej, z nogą na piramidzie poduszek, dlatego też na Instagramie nie pojawiało się wiele nowości. To oczywiście pozycja idealna do czytania i oglądania seriali 😉 ale też całkiem znośna do obróbki zdjęć.
Przygotowywałam kolejne piękne zdjęcia. Tegoroczne śluby są naprawdę, naprawdę fantastyczne! <3 Oto pomocnik jednej z naszych tegorocznych Panien Młodych:
Wyjątkowo, byliśmy też na ślubie prywatnie. A rzadko to się zdarza, bo zwykle, gdy otrzymujemy zaproszenie, termin mamy już zajęty. Mimo złamanej nogi udało mi się nawet odstawić taniec pt. stoję i rękoma macham. W związku z tym ślubem miałam tez okazję zrobić coś zupełnie nowego, w czym już dawno chciałam się sprawdzić – zaproszenia i graficzne dekoracje weselne. 🙂 Cieszę się, że miałam tę okazję i myślę, że wyglądały całkiem uroczo:
Przeczytałam kilka książek, z których najbardziej polecam Wam Ścieżkę miłości Don Miguel Ruiza. Pomimo banalnego początku, jest naprawdę bardzo wartościowa.
Zjadłam wiele pysznych obiadów, przygotowanych przez Kamila, między innymi przepyszne placuszki z kaszy jaglanej (w wersji vegan) z przepisu Olgi Smile – Kamil zamiast jabłek użył bananów i wyszło jeszcze smaczniej. Najlepiej smakują z powidłami śliwkowymi mojej mamy. 🙂
W końcu udało nam się wybrać do burgerowni Krowarzywa na wegańskie burgery. Niezłe i syte (nie udało mi się zjeść całego!), choć wydaje mi się, że ja robię lepsze. 😉
Apropos kulinariów, byliśmy w kinie na Kwiat wiśni i czerwona fasola i teraz mamy ochotę na dorayaki i słodką pastę z fasoli. Czy znacie jakiś dobry przepis?
W trakcie obróbki zdjęć lubię słuchać audiobooków lub wywiadów (więcej o tym, czego słucham w trakcie pracy). Tym razem jestem zauroczona wywiadem z Agnieszką Chylińską na temat rodziny i dzieci, którego udzieliła przy okazji promocji swojej książki dla dzieci.
Jeśli chodzi o muzykę, ostatnio rządzi u mnie Daniela Andrade i jej najnowsza płyta (link do spotify). Chciałabym wskazać jeden kawałek, ale naprawdę nie potrafię wybrać tylko jednego. Spodoba Wam się całość, jeśli lubicie muzykę w tym stylu.
Na koniec podrzucę tu coś, do niedawno podesłał mi Kamil – najlepszą nawijkę, jaką do tej pory słyszałam: Łona i Webber, Błąd oraz To nic nie znaczy (fragment o poprawności językowej – mistrzostwo!). Mimo, że na co dzień słucham zupełnie innej muzyki, moje serce filolożki drgnęło. 😉 Jeśli Wam się spodoba, możecie też posłuchać tego i tego.
Plany na przyszłość
Z nogą jest już coraz lepiej i nie mogę doczekać się spacerów i powrotu do fotografowania na sesjach poślubnych… Każde małe wyjście z domu cieszy mnie niemal jak wyjazd do innego miasta. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, w drugiej połowie października będę już mogła śmigać, więc trzymajcie za mnie kciuki. Póki co dozwolone są tylko krótkie wyjścia bez obciążania nogi, ale czuję, że już niedługo!
Plany firmowe a plany blogowe
Jesień to czas intensywnej pracy nad obróbką materiałów i szczerze, właśnie to zajmuje mi 90% czasu. Chciałabym, żeby jak zawsze zdjęcia były jak najlepsze, a reportaże jak najobszerniejsze. Dlatego posty na bloga będę pisać pewnie tylko w weekendy, a raczej w wolne chwile podczas weekendów. 🙂 Może przez to nie będzie ich dużo, ale jestem zdania, że lepiej dodać jeden wartościowy post, niż kilka notek o niczym. Artykuł, na którym najbardziej mi teraz zależy to ten o książkach, polecanych przez autorytety. Mam kilka takich, które stały się moimi ulubionymi, a usłyszałam o nich z ust ludzi, których bardzo cenię – przygotowuję dla Was taką listę, która mam nadzieję i Was będzie inspirować, tak jak mnie.
Czy macie jakieś książki, po które sięgnęliście z polecenia autorytetów, a potem stały się Waszymi ulubionymi? 🙂