Mamy tendencję do zajmowania się rzeczami, w których i tak jesteśmy już całkiem nieźli. To naturalne – kto chciałby robić coś, co jest trudne? Do takich zadań łatwo się zniechęcić. Z jednej strony to dobrze: skupiając się na mocnych stronach, mamy szansę do mistrzostwa rozwinąć umiejętności, do których mamy predyspozycje, a często zostać profesjonalistami w swojej dziedzinie.
Z drugiej, czasem do pełnego szczęścia, sukcesu lub osiągnięcia celu brakuje nam składnika, nad którym pracę porzuciliśmy dlatego, że nie dawała nam szybkich efektów i satysfakcji. Była po prostu trudna, stresująca i to nas zniechęciło. Dziś o sześciu takich rzeczach w moim życiu, nad którymi pracuję TERAZ. 🙂
1. Odporność psychiczna
Od dawna patrzę na świat optymistycznie i nie przywiązuję dużej wagi do negatywnych myśli, choć oczywiście jak każdemu, zdarzają się i mi! Ale są takie sytuacje, kiedy zakładanie pozytywnej intencji, wiara w dobro ludzi i empatia nie wystarczają mi do zachowania równowagi.
Wysoki poziom empatii niesie ze sobą większą wrażliwość, ale nie chcę już płacić swoim nastrojem za zachowania innych. Nie mam wpływu na czyjeś decyzje, ale powinnam mieć na swoją postawę i przekonania, a właśnie one są fundamentami emocji i nastrojów.
Składnikiem, którego mi brakuje, jest tylko zgoda na to, że nie wszyscy ludzie wybierają pozytywne wartości, a życie przynosi również te zdarzenia, które są spowodowane zawiścią, nieuczciwością albo ignorancją. Uczę się przyjmować je bez strachu, żalu, bez ronienia zbędnych łez, bo szkoda mi już mojej własnej energii na takie uczucia, skoro mogę ją skierować w bardziej konstruktywną stronę (na przykład napisać w tym czasie post lub przeczytać książkę).
Nie jest to łatwe i często nie udaje mi się zachować dystansu, ale praktyka czyni mistrza. 🙂 Daj znać, jeśli masz swoje, sprawdzone sposoby na budowanie odporności psychicznej lub znasz dobrą książkę na ten temat.
2. Działanie bez perfekcjonizmu
Cóż, nie chcę się chwalić, ale jestem w tym coraz lepsza. Od kiedy przestałam się bać mojej niedoskonałości, zaczęłam działać. Najważniejsze okazało się po prostu rozpoczynanie ZANIM wszystko dopnę na ostatni guzik. Gdybym robiła to już wcześniej, byłabym o wiele dalej we wszystkim co robię.
Dziś nie tylko wymyślam, ale i startuję z nowymi projektami (np. projekt fotograficzny, o którym niedługo – mam nadzieję – Wam powiem!), piszę (i publikuję) o wiele więcej na Zenku i staram się otwierać na te aktywności, w których czuję się bardzo niepewnie (na przykład rozmowy z przypadkowymi ludźmi, a do tego jeszcze po angielsku – dwa moje największe strachy) lub o których myślałam, że nie mam do nich talentu (jak szkicowanie, malowanie, kaligrafia – tu akurat okazało się, że talent mam!).
Z perspektywy czasu widzę, że te praktyki dają mi duże poczucie sprawczości i motywują do podejmowania kolejnych kroków. A poza tym okazuje się, że do większości rzeczy nie musisz mieć wrodzonego talentu – możesz się ich po prostu nauczyć.
W temacie perfekcjonizmu polecam Ci książkę Dary niedoskonałości, o której pisałam ostatnio. Kończę też post o tym, jak przestałam być perfekcyjna we własnej firmie.
3. Porzucenie chęci uszczęśliwienia wszystkich wokół
Perfekcjonizm to nie tylko zabieganie o jakość tego, w co się angażujemy, ale też zależność od nastrojów i opinii innych ludzi. Bardzo nie lubię sytuacji, kiedy komuś coś się nie podoba i często jestem gotowa zrobić wiele, by zadowolić wszystkich, zwłaszcza, jeśli mam przekonanie, że jest to możliwe.
Tymczasem bywa, że niezadowolenie innych nie wynika z niezaspokojenia konkretnych potrzeb, ale z podejścia do życia i wewnętrznych przekonań. W takim wypadku są bardzo małe szanse, że uda się komuś dogodzić, nawet jeśli staniemy na głowie (i znam wiele takich sytuacji). Są ludzie, który satysfakcję czerpią właśnie ze złorzeczenia na los, świat i innych ludzi i trzeba to zaakceptować.
4. Posługiwanie się językiem angielskim
Mówienie po angielsku jest jedną z tych rzeczy, których zawsze okropnie się bałam – że popełnię błąd, że będę niezrozumiała lub ja nie zrozumiem innych i będę się przez to głupio czuła. Przez ostatnie lata moja styczność z językiem była raczej sporadyczna, a to sprawiło, że wiele słów zapomniałam, a i gramatyka sprawia mi teraz więcej trudności.
Może nie myślałabym o pracy nad angielskim, gdy nie to, że po prostu brakuje mi możliwości płynnego rozumienia podcastów w tym języku, słuchania wywiadów z osobami, które cenię za dorobek naukowy, czytania książek, które nie pojawiły się jeszcze w wersji polskojęzycznej. To skłoniło mnie do:
- słuchania podcastów do nauki języka (jestem zaskoczona ile ich jest!),
- wykorzystania Kindle’a dotykowego ze słownikiem do czytania książek po angielsku (jeszcze się nie przemogłam, ale planuję zacząć w lipcu),
- stworzenia w Google Translatorze własnego słownika z najciekawszym słownictwem (wystarczy tłumaczone słowo oznaczyć gwiazdką, a trafi do naszej listy, którą możemy później eksportować do pdfa i wydrukować wraz z innymi słówkami i ich tłumaczeniem),
- spotkań na żywo, na których mogę praktykować komunikację w tym języku.
Jak widzisz to bardzo proste rzeczy. Sama jestem ciekawa gdzie mnie to zaprowadzi.
5. Regularne godziny snu
Kiedy coś mnie zaciekawi, mogę rzucić wszystko: nie jeść, nie spać, aż zdobędę satysfakcjonujący poziom wiedzy na jakiś temat lub… padnę ze zmęczenia. 😛 Niemal zawsze priorytet nad regularnym snem i wystarczającą jego ilością przyznawałam temu, gdzie akurat krążyły moje podekscytowane myśli i potrafiłam pracować, czytać lub szukać do upadłego. Weszło mi to w krew i czasem nawet z błahego powodu zarywam noc.
Zmieniłam podejście, gdy zrozumiałam, jak potężna jest moc snu – właśnie wtedy nasz organizm się odradza, leczy i przygotowuje do kolejnego dnia funkcjonowania na pełnych obrotach. Nie mogę mu tego odbierać i liczyć, że nie będzie to miało żadnych konsekwencji.
W kładzeniu się spać o odpowiedniej porze pomaga mi przypomnienie w telefonie (czas kiedy powinnam kończyć wszystko i zacząć szykować się do snu) i wstawanie o ustalonej porze niezależnie od poziomu zmęczenia (chyba, że muszę odespać, bo w planie dnia mam coś bardzo ważnego, na przykład zlecenie i nie mogę pozwolić sobie na chodzenie na rzęsach) – bardzo to dla mnie trudne i nie zawsze udaje mi się wytrwać w tym postanowieniu.
W kolejce do przeczytania czeka Miracle Morning i choć nie sądzę, by tryb rannego ptaszka się u mnie sprawdził – od dziecka byłam typem sowy, to wierzę że znalezienie mojego optymalnego rytmu spania będzie jedną z najlepszych rzeczy, jakie dla siebie zrobiłam.
6. Ruch
Mawia się, że w zdrowym ciele mieszka zdrowy duch, i faktycznie, ciężko nam doświadczać pełni radości z życia, jeśli tracimy dobry nastrój i wewnętrzną siłę z powodu bólu kręgosłupa albo słabych mięśni. Nie dość, że moje ciało kondycyjnie nadal jest znacznie słabsze niż przed złamaniem kości (a od tego czasu minęły już prawie dwa lata!), to jeszcze ostatnio dopadły mnie bóle nadgarstków. Nic dziwnego, przecież wciąż przeciążam je ciężkim sprzętem fotograficznym, a potem jeszcze pisaniem na klawiaturze i długimi godzinami z myszką w ręku.
Wykonuję więc wszystkie te nudne 😉 ćwiczenia na wzmocnienie nadgarstków i chciałabym wrócić do długich, 8-12 km szybkich marszy, na które chodziłam prawie codziennie wieczorem, niezależnie od pogody przez kilka lat przed złamaniem. Zatęskniłam też za ćwiczeniami z kettlebellami, które wzmacniały moje mięśnie wewnętrzne i pozwalały na odciążenie kręgosłupa – czy to nie najlepsze ćwiczenie dla fotografa?
Kettle, ze względu na problemy z nadgarstkami, muszą jeszcze poczekać, ale przecież na długie spacery zawsze jest pora. 🙂
Nad czym obecnie pracujesz? Co jest Ci najbardziej potrzebne?
A może pracujemy nad tym samym? Tak, czy tak, mam nadzieję, że będziemy mogły wzajemnie się wspierać. 🙂 Daj znać czy taka praca jest dla Ciebie trudna, czy może wręcz odwrotnie – zaskoczyła Cię szybkimi postępami.
U mnie czasem jest bardzo ciężko, ale zdarzają się i punkty krytyczne, po których przekroczeniu wszystko zaczyna działać niczym deus ex machina, jak w przypadku perfekcjonizmu. 🙂
– Aneta
Inne wpisy, które mogą Cię zainteresować: