Nie chcę popadać w banał, ale słowa piosenki Maryli Rodowicz świetnie pasują do naszego maja. Spędziliśmy go w dużej części na Saskiej Kępie, wśród pachnącego bzu i innych bujnie kwitnących roślin.
Jeśli mogłabym sobie życzyć, by jakiś miesiąc trwał dwa razy dłużej, poprosiłabym o kwitnący, pachnący peoniami, lilakiem i polskimi truskawkami maj. I chyba dlatego ten wpis jest tak długi. 😉
Fotografia i praca
Robiliśmy sporo sesji, a i tak było nam mało i aparat zabieraliśmy ze sobą prawie codziennie do uwieczniania prywatnych momentów. A to wcale nie jest normą. Zwykle trochę zmęczeni ciężkim sprzętem na ślubach wolimy odpoczywać już bez niego. Tegoroczny maj rozłożył nas jednak na łopatki swoim urokiem i wymarzoną pogodą.
U góry możecie zobaczyć po jednym zdjęciu z sześciu naszych majowych sesji portretowych, a niżej wiele, wiele zdjęć prywatnych. W maju świętowaliśmy też 7 rocznicę założenia firmy (łiii!), a ja ogarniałam wszystkie zmiany, jakie przyniosła wiosna (czy jest ktoś, kto jeszcze nie słyszał o rodo…?).
No i wiadomo – maile, wiadomości, marketing, spotkania z Parami, przygotowania do reportaży, odświeżenie fotograficznego ekwipunku (nie, nie, nic spektakularnego – czasem wymiany wymagają podstawowe akcesoria). Ot, codzienność freelancera. 🙂
Relaks i życie prywatne
Majówkę w połowie przechorowałam, ale odbiłam to sobie później. Bo w maju na przemian: intensywnie pracowałam i intensywnie odpoczywałam (i tak powinno być)!
Chyba nigdy nie cieszyłam się wiosną tak, jak w tym roku – wiesz, na 100%. Cieszył mnie bez (zrywany pod osłoną nocy :D), spacery po absolutnie przepięknych, warszawskich parkach, dosłownie eksplodujących kolorami, cieszyły truskawki, borówki, peonie, rosnące w ogródkach na Saskiej Kępie rododendrony, spotykane na spacerach jeże, śpiew kosa, lis spotkany na spacerze nad Jeziorkiem Czerniakowskim, ciepłe wieczory idealne do spacerów i tak dalej, i tak dalej. Maj pełną parą.
Jak pachniało…!
Aha, i mam newsa: Sady Żoliborskie to najpiękniej wyglądający wiosną park w Warszawie. A wiem co mówię! Całkiem dobrze znam Warszawę i wiele parków oglądałam i w wielu fotografowałam. W każdym wiosną jest prześlicznie, ale Sady mnie oczarowały do cna. Koniecznie pojedź tam na początku maja za rok, dokładnie wtedy, gdy wszystko będzie kwitnąć – bzy, lilaki, kolorowe krzewy i drzewa. Sady są zarośnięte tak gęsto i tak różnorodnie, że wyglądają jak tajemniczy ogród!
Będąc na Żoli, z resztą dwukrotnie, nie mogliśmy odmówić też sobie odwiedzin w Ósmej Kolonii i Secret Life Cafe, ale o pysznościach będzie jeszcze niżej. Teraz czas na delektowanie się widokami:
Sami powiedzcie, czy Sady nie są przepiękne?
Tylko ciut dalej na liście najpiękniejszych miejsc w Warszawie wiosną są inne lokalizacje, które odwiedziliśmy w maju (niektóre rekreacyjne, inne „w pracy”) – Saska Kępa z cudownymi, kwitnącymi bujnie ogrodami, natoliński Park Przy Bażantarni – niewielki, ale zaskakujący tajemniczą, leśną gęstwiną w środku Kabat, no i stara, kochana Stara Sadyba, na której ciężko już nam trafić na uliczkę, której byśmy nie znali. Byliśmy też po raz pierwszy w Parku nad Balatonem na Gocławiu (ten akurat nie ujął nas aż tak jak poprzednie miejsca).
Lataliśmy po tych parkach jak szaleni – może dlatego, że cały ostatni tydzień kwietnia i pół majówki przeleżałam w łóżku z gorączką. Kiedy tylko poczułam się lepiej, pojechaliśmy łapać promienie słońca. To dlatego na zdjęciach jestem na wiosennych zdjęciach w wielkiej, ciepłej chuście. 😀
Park Przy Bażantarni
Najlepsza i najbardziej magiczna chwila miesiąca? Śpiew kosa. Stanęliśmy jak wryci, zasłuchani na kilka dobrych minut. Wiem jak to brzmi: ktoś zachwyca się urokiem takich chwil jak śpiewanie ptaka. Brzmi tak banalnie, że sama czuję zażenowanie pisząc o tym na blogu – właśnie dlatego, że może zostać odebrane jako płytkie, głupie i sztampowe. Ale dla mnie, zwierza miejskiego, takie sceny są niecodzienne, zaskakujące i całkiem poruszające. Chyba po prostu trzeba tego doświadczyć, żeby zrozumieć co w tym takiego ekscytującego. 🙂
Jeśli masz ochotę posłuchać, znalazłam podobny koncert dla Ciebie na Youtube. To nie to samo co na żywo, wybierz się więc niedługo do lasu po własne doświadczenia.
Solista z leśnego koncertu
Jeśli czekasz na konkrety – książki, filmy, miejsca do odwiedzenia, już mówię co ostatnio dobrego znalazłam:
Książki
– David R. Hawkins, Sukces jest dla ciebie
O książkach Hawkinsa wspominałam już w tym wpisie, pisząc o moich wrażeniach z lektury Przekraczania poziomów świadomości. Ostatnio wzięłam się za następną książkę Hawkinsa, wydaną po jego śmierci, na podstawie wstępnych, niedokończonych zapisków. Dotyczy tego samego tematu, co modna ostatnio Kindness Boomerang autorki o nazwisku Orly Wahba – wartości życzliwości w życiu każdego człowieka. Podobne książki na ten temat to także nowość Michała Szafrańskiego Zaufanie czyli waluta przyszłości, Biznes do góry nogami wywrócony Bransona, Dawaj i bierz Adama Granta… wzajemność w biznesie i życiu osobistym zdaje się być modnym ostatnio tematem!
Wracając do Hawkinsa, pisze o tym, że życzliwość (dla innych i dla siebie samego), dawanie, pragnienie ogólnego dobra i życie w zgodzie z własnymi, poznanymi i spójnymi wartościami jest podstawowym składnikiem każdego działania, które można określić sukcesem. Tylko tyle i aż tyle. To prosta książka o wartościach i etycznym spojrzeniu na biznes, rozwój i dowolną drogę zawodową. Trochę o poszukiwaniu sensu i własnego powołania w życiu.
Można i warto przeczytać, ale zdecydowanie nie jest to najlepsza i najgłębsza z książek Hawkinsa ani najlepsza i najgłębsza książka na ten temat. Ot, taka dodatkowa inspiracja. 🙂
– Colin C. Tipping, Radykalne wybaczanie
To książka dla czytelników o mocnych nerwach, którzy gotowi są wykonać spory wysiłek myślowy i spojrzeć na swoje interakcje z ludźmi z zupełnie nowej perspektywy. Wszyscy mamy w swoim życiu osoby, które – nawet jeśli wydaje nam się, że ruszyliśmy dalej – obwiniamy za swoje niepowodzenia, wady charakteru, przejściowe lub trwałe trudności. Wina to duże słowo, ale mając do kogoś nawet odrobinę żalu, lądujemy właśnie w roli ofiary, a jego obsadzamy jako „kata”.
Wydaje Ci się, że w Twoim życiu nie ma takich postaci? A co ze złodziejem, który ukradł Ci rower i zniweczył wysiłki na poprawienie sylwetki, kondycji, spędzanie czasu na świeżym powietrzu? Ciocią, która komentując Twoją sylwetkę już w dzieciństwie obudziła w Tobie kompleksy, które są z Tobą do dziś? Nauczycielem, który wyśmiewał Twoją niewiedzę, partnerem, który podkopywał Twoją wiarę we własne możliwości, koleżanką z pracy, przez której intrygi ominął Cię awans, klientem, który wykorzystał lukę w umowie dla własnych korzyści, policjantem, który niesprawiedliwie ukarał Cię mandatem, etc.? Czy to nie ich WINA, że coś straciłaś – pewność siebie, pieniądze, możliwości, ufność lub choćby dobry nastrój danego dnia?
Tipping proponuje, by spojrzeć na te doświadczenia szerzej: nie z perspektywy swojego ego, które lubi oceniać i osądzać, ale przyjmując je jako… doskonałe – wzbogacające nas, uczące empatii, dające wiedzę na przyszłość, pouczające, a nawet uzdrawiające. Patrząc w ten sposób, można dojść do wniosku, że trudne doświadczenie można traktować na dwa sposoby: albo jako krzywdę, albo jako wartościowy prezent (i to bez cienia goryczy) i tylko od nas zależy, jak do nich podejdziemy. Niezależnie od naszego wyboru, osądzanie innych jako własnych oprawców, będzie wyłącznie projekcją.
Istnieją osoby, które nigdy nie otworzą się na Radykalne Wybaczanie. Po prostu nie potrafią zwalczyć poczucia, że są ofiarą. Natomiast ludzie, którym uda się dostrzec, nawet na krótką chwilę, doskonałość w ich sytuacji, mają siłę, by pozbyć się tej postawy i odzyskać wolność.
– Colin C. Tipping, Radykalne wybaczanie.
Rzecz jasna niektóre krzywdy o wiele trudniej wybaczyć od innych. Trudno podziękować za życiowe doświadczenie komuś, kto dotkliwie skrzywdził nas lub naszych najbliższych. Ale to nie znaczy, że nie warto spróbować. Choćby po to, by nawet przez krótki moment poczuć, jak to jest być wolnym od uraz i ran. Boisz się, że nie jesteś w stanie wybaczyć? Według Tippinga podstawowe znaczenie ma intencja, a nie starania i wysiłki.
Nie trzeba zgadzać się ze wszystkim, by przeczytać tę książkę i wziąć z niej coś dla siebie. Choćby tę próbę spojrzenia z nowej perspektywy.
– Steven Pinker, Tabula Rasa
To książka, którą wypożyczyłam z biblioteki, ale tak często miałam ochotę podkreślić fragmenty (ratowałam się oczywiście przyklejaniem setki małych karteczek z dopiskami), że po kilku pierwszych rozdziałach postanowiłam po prostu kupić własny egzemplarz. I dobrze, bo karteczek samoprzylepnych by nie starczyło!
Pinker dywaguje, co w zachowaniu człowieka jest kulturowe, a co biologiczne i dlaczego wszyscy ulegamy pewnym mitom, jak na przykład ten o szlachetnym dzikusie (zapoczątkowanym przez Rousseau) lub o tym, że wszyscy możemy wszystko, bo wszyscy rodzimy się z tymi samymi możliwościami. To książka również o niepoprawnej poprawności politycznej, która, bywa że wymaga odrzucenia prawdy, logiki i naukowego dowodu, na rzecz potwierdzenia wygodnych i bezpiecznych społecznie tez i przekonań. Ciekawe, że Pinker Tabulę Rasę napisał w 2002 roku, a dziś jest chyba jeszcze bardziej aktualna, niż 16 lat temu.
Trudno, by w trakcie czytania, nie przyszła na myśl postać Jordana B. Petersona – kanadyjskiego psychologa klinicznego i profesora uniwersytetu, zajmującego się naukowo psychologią ideologii i systemami totalitarnymi, który zyskał rozgłos, odmówiwszy zastosowania się do narzuconego przez państwo mocą ustawy, obowiązku stosowania sztucznie wytworzonych zaimków „zhe” i „zher” w stosunku do osób transpłciowych, pod groźbą stosowania sankcji karnych. Peterson sprzeciwił się takiemu nakazowi jako zbyt silnej ingerencji państwowości w język i wolność słowa, argumentując że sztuczne kreowanie języka było i jest zaczątkiem wszystkich systemów totalitarnych i narzędziem propagandowym, zmieniającym świadomość społeczną „od środka”, w służbie narzucanej przez państwo ideologii i został zwolniony z uniwersytetu (po raz pierwszy nie przydzielono mu zajęć), a publikacje wspierających go pracowników zostały ocenzurowane w tych miejscach, które dotyczyły poparcia dla jego przekazu.
Jordana Petersona możesz kojarzyć też jako autora książki 12 Rules for Life. An Antidote to Chaos. 12 zasad życia Petersona przybliżył w polskiej wersji językowej autor youtubowego kanału Przeciętny człowiek – do obejrzenia tutaj (warto!):
Jaki jest element wspólny dla Tabuly Rasy Pinkera i historii Jordana Petersona? Jest nim sprzeciw wobec podporządkowywania nauki i naukowego dowodu poprawności politycznej, ideologiom i źle pojmowanym interesom społecznym oraz odseparowanie naukowego dowodu od moralności (jak jest w żadnej mierze nie wskazuje jak powinno być). Zastanawiałam się oczywiście czy Steven Pinker i Jordan Peterson się znają i jaki mają stosunek do własnych osiągnięć. Peterson rozwiał moje wątpliwości, wrzucając na swój kanał Youtube rozmowę z Pinkerem o jego nowej książce (pt. Enlightment Now. The Case for Reason, Science, Humanism and Progress). 😉
Wracając do Pinkera, w Tabuli Rasie odpowiada na pytania: co leży u podstaw patrzenia na naturę człowieka jak na czystą kartę, dlaczego niektóre kultury rozwinęły się szybciej od innych, czy wszyscy mamy jednakowe możliwości poznawcze i do czego może prowadzić złudna wiara w to, że tak właśnie jest. I zawsze przytacza wyczerpujące argumenty na poparcie każdej z tez – tak bardzo wyczerpujące, że czasem masz dość tej drobiazgowości.
Czytam Tabulę Rasę niedługo po skończeniu Potęgi mitu Josepha Campbella (opis tutaj) i w trakcie Nowej psychologii sukcesu Carol Dweck (opis tutaj). To ciekawy kontekst – Stevena Pinkera i Josepha Campbella wiele łączy, ale dzieli podejście do metafizyczności człowieka. Campbell przekonany jest o istnieniu duszy, Pinker przekonanie o duchu w maszynie traktuje jako jeden z błędów poznawczych i jedną z przyczyn (nieprawdziwego zgodnie z dzisiejszym stanem nauki) przekonania ludzkości o dominującym znaczeniu kultury nad genetyką w kształtowaniu się osobowości człowieka (człowiek jako niezapisana karta, którą zapisuje kultura i społeczeństwo).
Carol Dweck w Nowej psychologii sukcesu z kolei skupia się na przedstawieniu nastawienia na rozwój jako głównego narzędzia rozwoju i sukcesu, przeciwstawiając je nastawieniu na trwałość, które według autorki pomija rzeczywisty potencjał człowieka (Pinker powiedziałby, że Dweck przecenia możliwości rozwoju, a nie docenia trwałych uwarunkowań każdego człowieka).
Na koniec: Tabula Rasa Pinkera to nie jest książka łatwa, ani lektura do poduszki. Jest opasłym tomiskiem i przypomina rozprawę filozoficzną połączoną z podręcznikiem do neurobiologii i drugim – do socjologii. Niektóre zdania czytam trzykrotnie, żeby je zrozumieć, zwłaszcza kiedy jestem chociaż trochę rozkojarzona – Pinker wymaga skupienia. 😉 Ale czy to nie najlepsze połączenie tematów na świecie? Warto sięgnąć – wypożyczyć lub zamówić własny egzemplarz, zwłaszcza, że nakład na wyczerpaniu i w niewielu miejscach można jeszcze Tabulę Rasę dostać. A dla mnie to jedna z najciekawszych lektur, jakie w tym roku miałam w rękach.
Filmy
– Bez Tajemnic (serial, HBO)
Od kiedy wypożyczyliśmy z biblioteki Bez Tajemnic, prawie nie oglądamy nic innego. 😀 To polski serial HBO, którego każdy odcinek jest poszczególną sesją psychoterapii u terapeuty Andrzeja Wolskiego (Jerzy Radziwiłłowicz). Serial emitowany był przez pięć dni w tygodniu i takiej ramówce odpowiada fabuła: każdego dnia od poniedziałku do czwartku przychodzi jeden z pacjentów (lub para/grupa, jeśli jest to wspólna terapia), piątek z kolei poświęcony jest życiu osobistemu terapeuty. Brzmi ciekawie, prawda?
Wielki plus za bardzo realistyczne dialogi – czasem można się uśmiechnąć, a czasem zmartwić jak bardzo są z życia wzięte. Kto gra? Poza Jerzym Radziwiłłowiczem w pierwszym sezonie między innymi: Marcin Dorociński, Małgosia Bela, Ilona Ostrowska, Łukasz Simlat, w kolejnych sezonach Janusz Gajos, Magdalena Cielecka, Danuta Stenka, Piotr Głowacki, Stanisława Celińska i Maciej Stuhr.
We wszystkich trzech sezonach Radziwiłłowiczowi towarzyszy Krystyna Janda, w roli superwizora terapeuty (której najbardziej charakterystyczną kwestią jest Ale Andrzej… – wypowiadane oczywiście po jandowemu, jeśli wiesz o co mi chodzi 😉 ).
Kończymy już drugi sezon i choć momentami akcja robi się ciężka i męcząca, muszę przyznać że poddajemy się wszystkim zamierzeniom reżysera – z każdym odcinkiem robi z nami co chce. Bardzo polecam, jeśli lubicie seriale psychologiczne, gadane i związane z emocjami.
– Grand Control (dokument, Netflix)
Dla tego (całkiem długiego) dokumentu przerwaliśmy oglądanie Bez Tajemnic. Co prawda tylko na jeden wieczór, ale i tak było ciężko. 😉
Jeśli tak jak ja kochasz film Apollo 13 i nie możesz zdecydować się, czy Twoim ulubionym bohaterem jest Tom Hanks, czy pozostający na ziemi i kierujący zespołem z Houston Ed Harris (jestem za Edem Harrisem), to Grand Control wciągnie Cię na maksa! Opowiada o pracy Centrum Kontroli Lotów NASA, od pierwszych projektów (między innymi tragicznego pożaru w Apollo 1), aż do Apollo 17, ze szczególnym uwzględnieniem historii ze znanego filmu.
Poznajemy nie tylko historię założenia organizacji i pierwszych inżynierów Centrum Kontroli Lotów (w materiał wplecione są aktualne wywiady z nimi), ale i dzisiejszych pracowników (i pracownice), którzy przejęli stery po swoich poprzednikach. Jak zawsze w przypadku dokumentów Netflixu, film nie jest laurką na temat – bardzo doceniam, że w materiale uwzględniono trudne i burzliwe momenty historii NASA i poruszono temat tego, jak uczyć się na własnych, nawet najtragiczniejszych w skutkach błędach.
Obowiązkowo do obejrzenia dla wszystkich zainteresowanych NASA i lotami w kosmos.
Kulinaria
W tym miesiącu trochę poszaleliśmy z jedzeniem na mieście. Żebyście i Wy mogli skorzystać, piszę dla Was przewodnik po wegańskich miejscach w Warszawie – mam ich jeszcze kilka do odwiedzenia, dlatego cały czas zwlekam z publikacją. Oto gdzie byliśmy w maju:
– Vegan Ramen Shop
Zupełnym przypadkiem, spacerując po Saskiej Kępie zaszliśmy pod Vegan Ramen Shop. W środku mało miejsca, niezbyt wygodne stoliki (i niedziałająca toaleta podczas naszej wizyty), ale za to ramen…? Pierwsza klasa!
Gęsty, na bogato, z mnóstwem pływających w środku dodatków. Na przystawkę wzięliśmy Natto, czyli fermentowaną soję – co do jej smaku, mam ambiwalentne uczucia, ale Kamilowi smakowała. 😉 Jeśli chodzi o ramen, to był strzał w dziesiątkę: wybrałam delikatnie ostry Spicy Miso Ramen (po prawej) z pieczonym batatem (poziom ostrości akceptowalny dla takich słabeuszy jak ja), Kamil zamówił łagodny Creamy Shio Ramen (po lewej) z grzybami. Oba rameny pyszne, gęste, kremowe, bardzo syte, ładnie i szybko podane. Czekamy na okazję (gdy będziemy bardzo głodni), by wpaść tam ponownie.
– Vege Miasto
Wreszcie wpadliśmy też do Vege Miasta przy Placu Bankowym – i to dwa razy, bo za pierwszym bardzo nam zasmakowało, a menu jest bardzo różnorodne i chcieliśmy spróbować czegoś jeszcze. Za pierwszym razem zamówiliśmy naleśnika z nadzieniem a’la ricotta z nerkowców, przypominającym do złudzenia serek i danie tygodnia – pieczonego batata z dodatkami. Batat jak batat, ale naleśnik to poezja – bardzo polecam.
Za drugim razem wzięliśmy penne cukiniowe (po lewej) z rozpływającym się, wegańskim serem i suszonymi pomidorami i naleśnika z owocami na słodko (po prawej). Tym razem wygrał makaron – co prawda nie było to najbardziej dietetyczne ani zdrowe danie, ale za to jakie pyszne!
Vege Miasto serwuje też mnóstwo różnych ciast (jest m. in. wegańskie tiramisu), ale do tej pory nie mieliśmy okazji spróbować – za każdym razem po posiłku jesteśmy taaak najedzeni, że nie ma szans na żadne ciasto. 😉
– Leonardo Verde
To miejsce urzekło nas wystrojem wnętrza. Jedzeniem na razie ciut mniej. Kamil zamówił roślinnego steka z boczniaków (po lewej) – był całkiem smaczny i ładnie podany, ale ja miałam mniej szczęścia. Zamówiłam makaron w sosie śmietankowym z grillowanymi warzywami i białym winem (po prawej). Ale wrażenia nie były pozytywne. Przede wszystkim makaron był zupełnie rozgotowany, klejący i „papowaty”, a danie bardzo tłuste i pełne czosnku. Zastanawiam się czy tak jest zawsze, czy akurat tego wieczoru coś poszło nie tak.
Może za problem odpowiedzialny jest tak szeroki wybór dań w menu – restauracja oferuje pizze, makarony, dania główne, sałatki, a do tego dania dnia, przystawki, śniadania, osobne menu wiosenne i jeszcze menu dla dzieci – dań jest kilkadziesiąt! Pewnie trudno wtedy dopracować każdy posiłek. Mimo to myślę, że jeszcze kiedyś wpadniemy do Leonardo, by dać lokalowi drugą szansę i spróbować czegoś innego z karty.
Dajcie znać jak Wasze wrażenia, jeśli już tam byliście. 🙂
– Ósma Kolonia
Nie jesteśmy w niej stałymi bywalcami, ale wracamy od czasu do czasu i zawsze, naprawdę zawsze jest miło, smacznie i wykwintnie. Wykwintnie w sensie doboru smaków, bo Ósma Kolonia serwuje takie dania i połączenia smakowe, o które ciężko we własnej kuchni i innych warszawskich wegemiejscach. A czy nie chodzi właśnie o to, by jak już idzie się gdzieś zjeść, dostać danie inne niż to, które jada się na co dzień? Za to Ósma Kolonia zawsze ma u nas plusa. 🙂
Lubimy budda bowle od Ósmej Kolonii (sosy są niepowtarzalne), ale tym razem skusiliśmy się na pad thai i talerz warzyw (Kamil, po prawej) i falafeli na picie w miętowym sosie (ja i nie żałuję mojego wyboru! Na zdjęciu po lewej). Oba dania na szóstkę. Lekkie, świeże, absolutnie przepyszne i znów zaskakujące smakami. 🙂 Szkoda tylko, że do Ósmej mamy tak daleko, bo wpadalibyśmy znacznie częściej.
Obok jest też wegańska kawiarnia Secret Life Cafe z wyborem ciast.
– Vegestacja
Najlepsza kulinarna wiadomość maja? Wróciła Vegestacja! Tym razem mieści się przy Poznańskiej 26, ale zawartość lodówki pozostała przyjemnie znajoma – jedliśmy już nasz ulubiony słony karmel, kokos i gorzką czekoladę. Kolejki jak zawsze, ale w końcu nie ma lepszych lodów w Warszawie. 🙂
– Bezmięsny Mięsny
To już oficjalne! Produkty chłopaków z Bezmięsnego Mięsnego trafiły do Piotra i Pawła – na razie tylko do dwóch sklepów w Warszawie (do tego w Wilanowie i gdzieś jeszcze), ale rozumiem to jako pierwszy krok na drodze do podbicia większych sklepów! Próbowaliśmy różnych produktów Bezmięsnego i możemy śmiało polecać. Niektóre są pikantne, inne łagodniejsze. Najbardziej polubiliśmy lekko ostre burgery, do jedzenia i na zimno i na ciepło. Idealnie smakują podgrzane na kanapce z dużą ilością zieleniny, ogórkiem, pomidorem, musztardą i ketchupem lub majonezem.
Inne sprawy
Dwie rzeczy wymykają się opisanym wyżej kategoriom, a koniecznie chcę je tu polecić.
– Notatniki z Allegro
Pierwsza to notatniki od sprzedającego Katecom_pl z Allegro, które mogłaś widzieć we wpisie: Jak czytać książki rozwojowe, by czerpać z nich jak najwięcej. Notesy są robione na zamówienie i możesz wybrać zarówno okładkę, kolor gumki trzymającej notes zamknięty nawet w torebce, jak i wnętrze notesu – do wyboru kartki w kratkę, w linię, w kropki lub gładkie.
Co poza możliwością dopasowania sprawia, że tak kocham te notesy i kupuję je od kilku lat? Przede wszystkim gruby, przyjemny papier, zadrukowany delikatną i drobną kratką. Od zawsze jestem miłośnikiem kartek w kratę, ale w wielu notesach jest tak mocno nadrukowana, że ledwo widzę własne notatki. Przy tych notesach jest inaczej, w dodatku kratka jest ciut mniejsza niż ta, do której jesteśmy przyzwyczajeni i pozwala na gęstsze zapisanie strony – dla mnie to ideał.
Jeszcze jeden atut to obsługa. Nie dość, że notesy są przygotowywane i wysyłane bardzo szybko, to nigdy nie było problemu z dopasowaniem ich do własnych potrzeb – ostatnio poprosiłam o przygotowanie notesów bez gumek na długopis (szczerze ich nie znoszę!) i takie zostały mi wysłane. Dla Ciebie może to być drobiazg, ale dla mnie taka zmiana decyduje o tym, czy będzie mi się dobrze z takiego notesu korzystać. 🙂
No i cena – notesy które widzicie na zdjęciu (A5, 144 kartki, 100 gramowy, kremowy papier) kosztują 18,50 zł + wysyłka – całkiem nieźle, prawda? Na aukcjach znajdziecie też inne wersje notesów, między innymi z okładkami z ekoskóry (to mój wcześniejszy główny notatnik do planowania), zamykane na magnesy lub takie z tłoczonym napisem „My Bullet Journal”.
– Podcasty na Spotify
Jeee! Wreszcie na polskim Spotify zagościły podcasty! Jest Tim Ferris, jest Casey Neistat z Candice, jest Philozophize This!, jest GaryVee, Tony Robbins, chłopaki z The Minimalists i wszystkie wielkie, podcastowe nazwiska. Jeszcze do niedawna spośród polskich serii dostępne było tylko Więcej niż oszczędzanie pieniędzy Michała Szafrańskiego, ale miło mi napisać, że dziś oferta polskojęzyczna jest szersza.
Jest Nie tylko design, Nauka XXI wieku, Myszmasz i kilka innych, ale skłamałabym mówiąc, że nie czekam na więcej. Poza rozszerzeniem polskojęzycznej oferty brakuje mi jednak możliwości dodania podcastu do regularnie oglądanych (tak jak robi się to z playlistą lub płytą) – znasz na to sposób?
Rekomendacje Zenbloga:
1. Pink Planning, Wykorzystaj swój wewnętrzny harmonogram produktywności.
2. Dzieci Są Ważne, Co możemy zrobić, by nasze córki wyrosły na świadome kobiety.
3. Kto jeszcze nie zna, niech koniecznie wpada na Instagram Michała Sadowskiego z Brand24 – wiele zapierających dech widoków w pięknej obróbce i oszczędnych kolorach.
4. Ostatnio jestem coraz bardziej przekonana, że im mocniej z czymś walczymy, tym mocniej się tego… po prostu trzymamy i nie pozwalamy naszemu życiu obrać nowego kierunku. O tej bezsensownej walce napisała ostatnio krótko i na temat Dorota z Witaj Słońce: Jak zwyciężyć, nie walcząc, czyli krótka lekcja spełniania życzeń – zajrzyj koniecznie!
5. Piękne zdjęcia w Krakowie o poranku u Kasi z Simply Interiors: Magia poranka.
6. Co zrobić na śniadanie i co zrobić z resztkami w lodówce? Wszyscy znamy te pytania. 😛 Ja sama jestem słaba w wykorzystywaniu resztek, dlatego zapisałam sobie link do artykułu Marty z Mikrożycie: Śniadanie zero waste – 7 sprawdzonych pomysłów.
7. Jeszcze jeden ważny wpis Marty, o tym co zrobić, jeśli czujemy, że mamy w życiu kryzys lub stoimy w miejscu bez możliwości ruszenia się w jedną albo w drugą stronę: Mikrożycie, Stoję w miejscu – jak przetrwać życiowe przystanki.
8. Jeśli już o zmianach mowa, ekspertką od ich wcielania w życie staje się chyba Evelina z Vegan Island: Mój czas zmian jest o zmianach ogromnych i wymagających wielkiej odwagi.
9. Wiosna to taki etap w mojej kuchni, kiedy nawet najprostsze dania smakują wybornie, bo warzywa są przepyszne. Chyba Alicja z Wegan Nerd wychodzi z podobnego założenia, bo właśnie na jej blogu pojawił się przepis na arcyproste danie z zaledwie dwóch składników (i przypraw): Najprostszy makaron. Spaghetti al pomorodo. Będę przyrządzać!
Jeśli artykuł Ci się podobał, możesz polubić fanpage Zenbloga i śledzić blog w serwisie Bloglovin’ i na Instagramie. Będzie mi bardzo miło, jeśli dołączysz do obserwujących lub podzielisz się tym wpisem z innymi! 🙂
Cześć!
Jak minął Ci maj? Czytałaś lub oglądałaś coś wartego polecenia? 🙂 Jak zawsze czekam na wieści od Ciebie w komentarzu!
W maju na Zenblogu ukazały się: