Wszystko, dzięki czemu moje życie jest prostsze

To nie jest wpis o samoodkurzających odkurzaczach, szamponach 10w1 i multitaskingowych sprzętach kuchennych (szkoda, wiem, sama bym poczytała!). Dziś o tym, co codziennie wpływa na to, że moje życie jest bardziej harmonijne niż pięć-dziesięć lat temu. 🙂

10 rzeczy, dzięki którym
moje życie jest prostsze:

1. Spacery

Uważam, że spacery są idealne na wszystko! Jeśli mam coś do przemyślenia, pomoże mi spacer, jeśli mamy coś do omówienia z moim partnerem, prawdopodobnie wszystkie problemy rozwiążemy podczas spaceru. Spacery mają taką dziwną, oczyszczającą właściwość, że wszystkie myśli, które kłębią Ci się w głowie, na spacerze znajdują swoje ujście i zostają gdzieś, w przyrodzie, nie wracasz z nimi do domu.

Spacery to najbardziej zerująca i relaksująca czynność, jaką odkryłam. Mają coś z medytacji, zwłaszcza te odbywane w pojedynkę. W sezonie ślubnym staramy się, by mimo zmęczenia, w niedzielę zawsze wybrać się na spacer do Kampinosu. Jeśli nie macie możliwości zawitania do lasu, pójdzie gdziekolwiek, spacery po okolicy też są super!

Długość spaceru jest dla mnie nie bez znaczenia. Przy tych 2-3 kilometrowych dopiero klaruje się w mojej głowie problem. Trochę się w niej układa, dopóki nie wrócę do domu, ale najbardziej lubię spacery 7-10 kilometrowe. Po tych wracam z totalnie pustym umysłem – świeżym, gotowym do pracy, myślenia, skupienia uwagi. Jeśli czymś się martwię, po 10 kilometrach rozumiem więcej. Jeśli mam problem do rozwiązania, po 10 kilometrach rozwiązanie jest gotowe.

W trakcie spaceru raczej nie myślę intencjonalnie. Staram się raczej odłączyć od myślenia. Właśnie wtedy mój umysł robi się czystszy i pojawiają się wszystkie eureki! Wiesz, że bardzo wielu twórców przerywało swój dzień pracy, by zrobić sobie przerwę na spacer? Niektórzy zwykli przybiegać z niego pędem, by zapisać wszystkie najświeższe pomysły. 😉 Zajrzyj do Codziennych rytuałów wielkich umysłów Masona Curreya, bo coś w tym jest! (recenzję książki znajdziesz tutaj).

Najczęściej po pierwszych kilometrach wydaje mi się, że robię się zmęczona i mam ochotę wracać. Jeśli też tak masz, nie zawracaj! Gdy przetrwasz ten pierwszy kryzys, będzie Ci się wspaniale szło. <3

2. Właściwi ludzie wokół

To prawdziwa wartość, perełka. Jeśli masz wokół siebie wspaniałych ludzi, doceniaj to, bo nie każdy ma takie szczęście. To oni są dla Ciebie podporą i wsparciem. Oni wierzą. Oni mówią: spróbuj.

Więcej nie trzeba pisać.

3. Miejsca i usługi, dzięki którym nie muszę posiadać rzeczy

O minimalizmie, jako eksperymencie rozstawania się z tym, co wydaje nam się ważne (ale wcale takie nie jest) pisałam w tekście: Pudełko ze zdjęciami, czyli krótka myśl o minimalizmie. Według mnie to właśnie „odwiązywanie się” od rzeczy jest nadrzędną zaletą minimalizmu. Nie bez znaczenia pozostaje jednak produkt uboczny, czyli upraszczanie życia.

Od dziecka nauczona byłam chomikowania. Mój pokój coraz szczelniej wypełniały przedmioty, a coraz mniej wypełniało życie – na życie w nim nie było miejsca. Mi jednak jeszcze długo wydawało się, że wartość tych przedmiotów jest ważniejsza niż wartość przestrzeni.

Jakiś czas temu zauważyłam swoje przywiązanie do książek – ścisk w sercu, na myśl o tym, że ktoś lub coś, jakiś czynnik zewnętrzny, mogłoby mi je odebrać. Zauważyłam też, jak inni reagują na utracone przedmioty, czy to w wyniku wypadku losowego (np. pękniętej rury zalewającej część rzeczy) czy kradzieży lub uszkodzenia z czyjejś winy. Reakcje przeważnie były dramatyczne.

Nic dziwnego, po prostu tak zżywamy się z rzeczami, że zaczynamy je traktować jak część siebie. To tak, jakbyśmy stracili część własnego wnętrza. Ja nie chcę iść tą drogą.

Nie chcę by przedmioty były dla mnie ważniejsze od relacji z innymi (ktoś stłukł Twój ulubiony wazon? W końcu to tylko wazon. A może była to pamiątka po babci? Cóż… to tylko przedmiot, któremu nadałaś symbolikę, tak naprawdę Twoja myśl o babci, nie wazon, jest tym, co warto pielęgnować).

Nie chcę też, by przedmioty były dla mnie ważniejsze od relacji samej z sobą – nie zamierzam utożsamiać swojej wartości z posiadaniem przedmiotów (a tak robiłam pielęgnując moją „bibliotekę filologa” – w rzeczywistości sięgałam do niej rzadko, nawet szczególnie jej nie lubiłam. Po prostu wydawało mi się, że nie posiadając tych książek, mój autorytet filologa przed sobą samą będzie mniejszy).

Od kiedy zaczęłam pozbywać się rzeczy, zniknęło wiele przedmiotów. Jasne, na miejsce niektórych pojawiły się nowe, bardziej odpowiadające moim potrzebom, ale większość miejsca pozostała pusta (i przybywa tej pustej przestrzeni). Lepiej czuję się wiedząc, że nie muszę posiadać tych wszystkich rzeczy – nie muszę o nie dbać, uważać, zabiegać, wycierać z kurzu, szukać dla nich miejsca, naprawiać, martwić się.

Przemyśl, czy musisz mieć na własność wszystko, czego używasz. Może do niektórych rzeczy wystarczy Ci tylko dostęp? Książki, filmy, muzyka, audiobooki, sprzęt sportowy, sprzęt fotograficzny, sprzęt remontowy, ogrodniczy, dostęp do pralki, rower, samochód, dodatkowa zastawa na większe przyjęcia, kreacje na wielkie wyjście, choinka (tak!) – wszystko to możesz wypożyczać.

Sama uwielbiam biblioteki (pożyczam i książki i audiobooki), aplikacje do słuchania muzyki, kanały do oglądania filmów. Jako fotograf wypożyczam też część sprzętu fotograficznego, z którego korzystam na zleceniach. Nie mam własnej wiertarki (jutro pożyczam od znajomych, bo muszę przykręcić kinkiet!), nie mam (już) biblioteki filologa, nie mam zbyt wielu płyt ani filmów, mimo że dużo słucham i oglądam. Mam za to więcej przestrzeni do życia.

To życie o wiele łatwiejsze niż otaczanie się przedmiotami.

4. Picie wody

Gdy byłam dzieckiem, w moim domu piło się przeważnie kolorowe napoje gazowane. Pewnego dnia, moi rodzice zwołali zebranie wszystkich członków rodziny i zakomunikowali, że od dziś wprowadzamy zdrowe nawyki żywieniowe! Zdrowe, w moim ówczesnym, dziecięcym rozumieniu, bo zmiana dotyczyła przestawienia się na kartonowe, słodzone soki.

Piliśmy soki pomarańczowe, winogronowe, jabłkowe, z czarnej porzeczki lub grejpfrutów – zależnie od upodobań. Każdy, z naszej 5-osobowej rodziny gustował w innym smaku, zawsze były więc spory o to, który sok kupić. Natomiast, kiedy w święta kończył się sok, potrafiliśmy nawet biec na stację benzynową, po nową dostawę cukru z wodą. 😉 Ponieważ byłam wtedy dzieckiem, zakupy leżały po stronie moich rodziców, więc nie odczuwałam finansowych konsekwencji picia soków, ale na pewno były znaczne.

A później w naszym mieszkaniu pojawił się modem i prawie nieograniczony (tiiii-tu-tu-tu-tu-tiii) dostęp do wiedzy w postaci raczkujących jeszcze wtedy Internetów. I gdzieś udało mi się przeczytać, że do picia służy, zaskakująco, woda. 😀 Tak mnie to poruszyło 😉 że przestawiłam się w pięć minut i zaczęłam pić wodę, na początku niedobrą lub bez smaku, a po miesiącu już pyszną i aksamitną.

Dzisiaj picie wody to chyba podstawa w każdym domu, oczywista oczywistość, ale ja z perspektywy czasu widzę, jak wiele to u mnie uprościło. Nie dość, że dzięki temu jestem zdrowsza, szczuplejsza, mój organizm działa po prostu lepiej, to nigdy nie mam problemu z tym, że „nie ma nic do picia”. Przefiltrowana szklanka wody znajdzie się zawsze. 🙂

5. Stoicyzm

O stoicyzmie najwięcej pisałam tutaj: Życie w zgodzie ze sobą – co to znaczy? Stoicyzm to akceptacja. Akceptacja warunków gry, jakie zaoferowało nam życie i stanięcie do tej gry w możliwie najlepszej kondycji, tj. z najlepszym możliwym systemem operacyjnym w głowie.

To przede wszystkim nie przejmowanie się rzeczami, na które nie mamy wpływu, które nie zależą od nas. Stopień, w jakim ułatwia nam to życie, jest wręcz niewyobrażalny. Wyobraź sobie, że 90% problemów, które masz w głowie nagle znika, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Tak się stanie, kiedy zrewidujesz to, czym się przejmujesz: złe słowa innych ludzi, nie taka pogoda, jakiej byś sobie życzył, korki na drodze, usterka, przebita opona w samochodzie, etc.

Oczywiście nadal odpowiedzialni jesteśmy za rozwiązanie niektórych sytuacji, jak np. naprawienie opony, ale rozwiązywanie problemu to nie to samo co zamartwianie się nim. To akceptacja i działanie zamiast braku akceptacji i złorzeczenia na los. I to jest naprawdę wybór, możesz zadać sobie proste pytanie: „czy mam na to wpływ” i już. Stoicyzm naprawdę i natychmiast upraszcza życie.

Stoicyzm to też małe kroki, czyli świetna metoda produktywności (i w ogóle posuwania swojego życia do przodu) i życie tu i teraz, ale nie tak, jakby jutro miało nie być, wręcz odwrotnie: tak, by jak najlepiej wykorzystać dzisiaj. Czy jest coś, co może sprawić że nasze życie będzie prostsze?

6. Wygodne buty

Brzmi jak totalny truizm, ale czy na pewno? Ile razy nabawiamy się odcisków i zdartych do krwi pięt dla lepszego lub bardziej profesjonalnego wyglądu. Już mi to przeszło. Najbardziej szałowe buty nie mają u mnie szans, jeśli już w sklepie ściskają moje palce lub kaleczą piętę (niestety moje stopy to prawdziwe francuskie pieski).

Bardzo chciałabym chodzić na spotkania z klientami w idealnych czółenkach na ośmiocentymetrowym obcasie, a na ślubach (fotografuję) występować w lakierowanych oxfordkach lub supereleganckich balerinach w szpic i na cienkiej podeszwie. Ale wybieram mobilność, możliwość wytrzymania na stojąco przez 11-12 godzin, komfort skupiania się na tym, by zrobić najlepsze zdjęcia, a nie radzić sobie z odciskami i bólem podeszwy.

Owszem, nie wyglądam wtedy jak milion dolarów, ale kto poświęciłby komfort pracy i życia po to, by wyglądać jak milion dolarów? Czy są tu na sali takie osoby? 😉

7. Życie w teraźniejszości

To wskazówka, która pojawia się w wielu filozofiach – jest obecna i w starożytnym stoicyzmie i w filozofii wschodu. Ciekawe, że w tak odmiennych kulturach, ludzie zauważyli tę samą prawidłowość – obecna chwila to coś, na czym powinniśmy skupiać całą energię.

Wydaje mi się, że miałam w życiu dwa etapy – w jednym tkwiłam w przeszłości, analizując co wieczór każdy swój dzień, każde zachowanie, każdą rozmowę. W drugim byłam w przyszłości, projektując swoje życie, osobowość, sprawy zawodowe. Jedno i drugie podejście mocno komplikowało mi życie, bo w obu przypadkach byłam gdzieś daleko, ale na pewno nie tam, gdzie działo się moje życie.

Dzisiaj staram skupiać się na działaniu (lub niedziałaniu, po prostu byciu) w chwili obecnej – nie chodzi o to, co robimy, ale o to, czy jesteśmy uważni, czy zauważamy, że życie dzieje się mimo naszych humorów, problemów, obrazy na rzeczywistość.

Czasem jestem zła, rozczarowana, poirytowana, rozgoryczona – to wtedy, kiedy się zapominam i już lecę do wczoraj lub jutro. I projektuję: na pewno to się stanie, on na pewno powie to i to, na pewno nie dam sobie rady. Albo analizuję: on powiedział tak i tak, a gdybym mu odpowiedziała, a on by powiedział, to bym mu inaczej powiedziała. Po co? Po co tak komplikować sobie życie? Tak naprawdę ani jedna, ani druga scena nie istnieje.

Kiedy zaczęłam żyć w teraźniejszości, osiągnęłam „dziwny” stan… harmonii, spokoju.

8. Kuchnia roślinna

Dawno temu zrobiłam dobry research na temat zdrowego żywienia i z dnia na dzień przeszłam na dietę roślinną – informacje były na tyle przekonujące, że nie chciałam już więcej truć się tym, co mi nie służy.

Wydawało mi się, że będzie to strasznie trudne – w końcu byłam prawdziwym nabiałożercą, w dzieciństwie żartowano ze mnie, że zamienię się w jajko, a ser mogłam jeść pod każdą postacią. 😉

A tymczasem okazało się, że nigdy przygotowywanie posiłków nie było tak proste (koniec z oprawianiem mięsa, hurra!), zakupy tak tanie (ekhm, ostatnio się to u mnie zmieniło, bo do PL weszło mnóstwo gotowych produktów wegańskich :P), jedzenie tak dobre.

Weganizm naprawdę ułatwia życie. Nie dość, że możemy żyć zgodnie z własnym systemem wartości (nie sądzę, żeby ktoś w pełni świadomie uważał, że życie jednego zwierzęcia jest cenniejsze od życia innego, po prostu jesteśmy kulturowo przyzwyczajeni do takiego myślenia, podświadomie jednak ZAWSZE gdzieś jest ten zgrzyt…), to jeszcze dostajemy w pakiecie tyle dobrego – zdrowie, pyszne jedzenie, łatwe posiłki, więcej pieniędzy w portfelu.

Faktycznie, są sytuacje, kiedy weganizm ciut życie komplikuje – np. w hotelach, w których śniadania serwowane są do stolika (a nie w formie otwartego bufetu). Nasze najbardziej legendarne śniadanie w hotelu w wersji vegan to… dwie czerstwe białe bułki, ogórek z pomidorem na talerzu, jedna pokrojona w cząstki pomarańcza na dwie osoby i herbata lub kawa! Na naszą prośbę przyniesiono nam jeszcze grillowane warzywa w liczbie kilku plasterków. Tyle to my jemy na przystawkę i to dla jednej osoby. 😀

Mimo wszystko zalety znaaaacznie przeważają nad wadami. Jedzenie na mieście to nie problem, w każdej restauracji można coś wybrać, w wielu są już dania wegańskie lub wegetariańskie, które zamówić można w wersji wegańskiej. Są hummusy, zupy-kremy, pizze (wystarczy zamienić ser na inny składnik), makarony z warzywami lub grzybami, pierogi, roślinne burgery, sałatki (np. w Salad Story), wegańskie sushi, sorbety a nawet lody czekoladowe czy śmietankowe na mleku kokosowym czy migdałowym. Wszędzie dostaniemy też pieczone ziemniaki, grillowane warzywa, bukiety surówek.

Wiele osób twierdzi, że przeszłoby na roślinną stronę mocy, ale to trudne, wymaga długiego przesiadywania w kuchni lub dużych umiejętności kucharskich, nie można zjeść ze znajomymi na mieście – osobiście uważam, że gotowanie w wersji wegańskiej jest znacznie prostsze i szybsze, a jedzenie na mieście wymaga tylko rozeznania. Bardzo Wam polecam. 🙂

9. Wypracowane sposoby na produktywność

Myślę, że każdy musi znaleźć własne, dlatego te, które działają na mnie, niekoniecznie muszą przysłużyć się Tobie. Jako fotograf spędzam bardzo dużo czasu pracując przy komputerze, nad edycją zdjęć. Mimo, że naprawdę to lubię i sprawia mi to mnóstwo satysfakcji, to praca monotonna i nużąca. Czasem już chwilę od rozpoczęcia mam ochotę lecieć po przekąskę, przejść się po mieszkaniu, zobaczyć co tam na Instagramie, itp. 😉 Dlaczego zawsze do pracy włączam sobie… dobrego audiobooka lub podcast.

Obrabiając zdjęcia korzystam pewnie z prawej półkuli mózgu, odpowiedzialnej za bardziej artystyczne działania, myślenie kolorami, etc., a moje doświadczenie w edycji i retuszu jest już na tyle duże, że nie muszę skupiać się na samym mechanizmie, tj. obsłudze suwaków i narzędzi. Pewnie dlatego moją lewą półkulę, bez szkody dla koncentracji na pracy, mogę zaangażować do słuchania.

Nic nie trzyma mnie przy pracy tak, jak wciągająca, sącząca się z głośników historia (najlepiej prawdziwa, dlatego szukam głównie książek non fiction), zwłaszcza jeśli lubię głos czytającego. Twój sposób na produktywność może być zupełnie inny od mojego, ale znalezienie go, zupełnie zmienia komfort pracy. To taka zmiana, która sprawia, że zaczynasz pracować z przyjemnością, a nie z wysiłkiem.

Na blogu najlepsze treści do słuchania polecam w serii postów Czego słuchać w trakcie pracy – jeśli masz ochotę wypróbować ten sposób, zapraszam Cię serdecznie. Jeśli potrzebujesz większej koncentracji na pracy (ja także, np. wtedy, kiedy piszę) w zestawieniach znajdziesz dobrą muzykę tła.

W produktywności sprawdza się u mnie także metoda małych kroków.

10. Znajomość własnych priorytetów

Jeśli zaglądasz czasem na Zenblog, na pewno wiesz, że życie w zgodzie ze sobą jest dla mnie bardzo ważne. To życie w harmonii z własnym „ja” i podejmowanie takich decyzji, których w przyszłości się nie żałuje. Żeby to robić, trzeba, naprawdę trzeba usiąść na tyłku i poznać własne priorytety.

Są różne na to sposoby, ale moim zdaniem najłatwiej dotrzeć do nich wypisując na kartce to, co cenimy sobie we własnym życiu (np. porządek w domu, częste podróże, rozwijanie się w pracy, rozwijanie jakiegoś hobby, dobra relacja z partnerem, czas dla siebie, uprawianie sportu, dbanie o zdrowie, edukacja dziecka, włączanie się w pomoc jakiejś społeczności, etc. etc.) i czego nam w tym życiu brakuje (np. dana posada, forma pracy, własne mieszkanie, czas na rozwijanie jakiejś umiejętności) i zrewidowanie ich wagi dla nas, względem pozostałych wartości. Porządek czy podróże? Podróże. Podróże czy rozwój zawodowy? Rozwój. Praca czy Hobby. Praca. Praca czy relacja z partnerem, etc. Czasem warto zadać dodatkowe pytania, które pomogą nam rozpoznać, co jest dla nas priorytetem.

Priorytety nie stoją w miejscu, zmieniają się wraz z nami, dlatego warto wracać do tej listy, dopisywać nowe pozycje, wykreślać nieaktualne, zamieniać miejscami pozostałe. Naprawdę dla niewielu z nas priorytety ułożą się w typowe: „Bóg, honor, ojczyzna”.

Znajomość swoich PRAWDZIWYCH priorytetów ogromnie ułatwia życie. Potrafimy wtedy być asertywni, kiedy ktoś prosi nas o poświęcenie się czemuś, co stoi w sprzeczności z tym, co dla nas ważne. Podejmujemy trafniejsze decyzje, których nie musimy żałować w przyszłości. Jesteśmy w stanie wybrać, kiedy znajdziemy się w trudnej sytuacji.

Nic tak nie ułatwia życia, jak znajomość siebie.


A jak jest u Ciebie?

Jestem bardzo ciekawa, jakie trzy-cztery rzeczy najbardziej ułatwiają Twoje życie! 🙂

Inne wpisy, które mogą Cię zainteresować:

Kim jestem?

Aneta Kicman

Fotograf, freelancerka, magister filologii polskiej, optymistka, miłośniczka roślinnego jedzenia i życia w zgodzie ze sobą.

Moja firma:

Notatki z marginesów:

Miłość jest sposobem bycia. Energią emanującą z nas, gdy uwolnimy to, co ją blokuje.

- David R. Hawkins

Linki polecające:

Czego słuchać w trakcie pracy:

Ostatnio na blogu:

Zobacz również:

Instagram