Siła przywiązania, czyli o co tak naprawdę chodzi w minimalizmie

Dziś będzie krótko i niemal strumieniem świadomości. Temat rzeka, a jednocześnie tak często i banalnie opisywany, że można byłoby tworzyć memy. Świat podzielony na minimalistów, esencjalistów, antyminimalistów. Jakby wciąż chodziło tylko o rzeczy lub, trochę lepiej, o styl życia.

Pisząc, słuchałam sobie Salt. Możesz też posłuchać, jeśli chcesz:

Przyzwyczailiśmy się, by na minimalizm patrzeć przez pryzmat ego: zbyt dużo ubrań w szafie to oznaka konsumpcjonizmu, ale mieszkanie pełne książek to dom człowieka z duszą. Tymczasem to nie ma znaczenia.

Nie chodzi też o to, czego nam potrzeba i ani milimetra więcej. Nie chodzi i o to, czego chcemy i ani odrobinę mniej. Nie chodzi o to, żeby było w punkt, choć tak faktycznie jest optymalnie. Nie chodzi o zawężanie liczby przedmiotów, choć to niezły pomysł.

Cała frajda to doświadczenie. Pozbywania się, podważania potrzeb. Oczyszczające. Otwierające oczy. Zmieniające podejście do rzeczy (nie do tematu, naprawdę mam na myśli RZECZY). Mogłabym pisać o tym na podstawie książek, ale jest coś, co kochamy nawet bardziej…

To nie dystorsja beczkowa obiektywu. To moje pudełko jest tak wypchane zdjęciami.

Zdjęcia. Twoje, własne, prywatne, osobiste. To przedłużenie chwil, prawda? Zdarza Ci się pomyśleć, że musisz zrobić zdjęcie, bo inaczej byłoby tak, jakby ta chwila nigdy nie miała miejsca? Musisz mieć materialną namiastkę, prawda? Musisz mieć twardy dowód! Bo jak później sobie przypomnisz? Pamięć jest w końcu niedokładna, nietrwała i niedoskonała.

Jaka szkoda, że nie miałam ze sobą aparatu. Wersja współczesna: że rozładowała się bateria. Myślisz tak czasem? Ja tak. Bo jestem przyzwyczajona. Kulturowo przyzwyczajona, że zdjęcia uprawomocniają wydarzenia. A ilość książek świadczy o oczytaniu.

Myślisz sobie, co jest kurczę, złego w posiadaniu zdjęć. Chcę je mieć! Nie oddam!

Ja też nie oddam!

Ok, ego, tylko się nie unoś. 😉 Nic się jeszcze nie dzieje. Pomyśl lepiej o tych najważniejszych fotkach. Z jakichś szczęśliwych momentów. Z wakacji… z narodzenia dziecka… z osobami, których już nie ma… a może z Twojego ślubu? Te to w dodatku kosztowały słono! To tylko myśl, ale wyobraź sobie, że nagle giną, są Ci odebrane przez kogoś, a może nieintencjonalnie, przez jakąś sytuację. BUCH! Ka-boom! Już nigdy ich nie zobaczysz, bez praw do apelacji. Wszystkie papierowe giną w pożarze, wszystkie zdigitalizowane trafia cyfrowy szlag albo ktoś je bezkarnie kradnie.

Co teraz? Co czujesz? Czujesz ten ból? Złość? Pustkę? To jest właśnie to przywiązanie. Do rzeczy. Bo to są dalej tylko rzeczy.

Jasne, nie ma nic złego w tym, że lubisz swoje zdjęcia. Ja też lubię swoje. Ale zdobądź się na ten wysiłek i pomyśl, że coś Ci je odbiera. To dobre ćwiczenie na przyszłość. W końcu i tak będziesz musiał się z nimi rozstać.

Według mnie o to, tak NAPRAWDĘ, chodzi w minimalizmie.

Nie oddam, ale mogłabym.


Z czym Tobie najtrudniej byłoby się rozstać?

Dla mnie byłyby to zdjęcia i książki. Cokolwiek to będzie dla Ciebie, to jest właśnie ta sfera, w której najbardziej przyda Ci się minimalistyczne podejście, by oderwać się od rzeczy. Wyobrażasz to sobie? 😉 Daj znać!


Inne wpisy, które mogą Cię zainteresować:

Kim jestem?

Aneta Kicman

Fotograf, freelancerka, magister filologii polskiej, optymistka, miłośniczka roślinnego jedzenia i życia w zgodzie ze sobą.

Moja firma:

Notatki z marginesów:

Miłość jest sposobem bycia. Energią emanującą z nas, gdy uwolnimy to, co ją blokuje.

- David R. Hawkins

Linki polecające:

Czego słuchać w trakcie pracy:

Ostatnio na blogu:

Zobacz również:

Instagram