Mogłabym być jak Gary, ale czegoś mi brakuje…

Uwaga, będzie wyznanie. Odnoszę wrażenie, że czasem wszechświat chce mi coś powiedzieć, a wtedy robi to w ten subtelny, niczym pamiętna armata ukryta w krzakach, sposób: dany temat wyskakuje mi z lodówki.

Pojawia się wszędzie: w książkach, które czytam (mimo, że sięgnęłam po nie z zupełnie innych powodów), filmach i vlogach, postach, publikowanych przez cenione przeze mnie osoby, gazetach, po które sięgam przypadkiem w poczekalni, na obrazach i grafikach, a nawet w piosenkach. Nie dalej jak wczoraj czytałam w Krokach w nieznane Bransona:

Ciekawe jest, że ludzie wciąż dążą do tego, by tworzyć gigantyczne firmy (…). My natomiast nie chcemy, by Virgin była jedną wielką firmą działającą na jednym rynku pod jednym szyldem: chcemy, by było to dwieście czy nawet trzysta oddzielnych firm, które łączy jedna marka.

– Richard Branson, Kroki w nieznane.

A zaraz potem świat otwiera przede mną nowe możliwości, których bym nie wykorzystała lub nie zauważyła, gdyby nie wszystkie te wcześniejsze subtelności. Też tak masz? Kilka dni temu czytałam:

Jeśli zdarza się, że masz szansę zaangażować się w coś całkowicie – nie przegap jej, nie zastanawiaj się – działaj! Rób coraz więcej i pozwól, by wszelkie działalności [tj. te działania, których „nie czujemy”, których nie wykonujemy z radością i w zgodzie ze sobą – przyp. Zenblog.pl] znikały same z siebie.

– Osho, Kreatywność.

A potem dostałam maila – ilustrację do powyższych fragmentów. Można powiedzieć, że to żaden niesamowity przypadek. Kamil ma teorię, że to ja jestem w takich sytuacjach wyczulona na odnajdywanie połączeń. Możliwe, ale lubię wierzyć, że jest w tym trochę magii. 😉

Tak właśnie było z tematem, o którym dziś chcę Ci opowiedzieć. Jak pewnie zorientowałeś się czytając cytaty, chodzi o dywersyfikację Twojego potencjału, czyli najprościej rzecz ujmując… łapanie kilku srok za ogon.

Dywersyfikacja to podział (np. biznesu) na mniejsze części, (według definicji) w celu zmniejszenia ryzyka, ale to tylko jedna z korzyści takiego sposobu działania. Właśnie tym tematem bombardują mnie ostatnio wszystkie książki i filmy po które sięgam, dlatego, solidarnie, ja zbombarduję nim Ciebie.

Nikt nie wie, kto będzie mistrzem olimpijskim za 10 lat.

– Jacek Kłosiński.

Ostatecznie do napisania tego posta skłonił mnie artykuł Jacka Kłosińskiego: Dlaczego musisz mieć projekt poboczny. Jacek ma stuprocentową rację: najczęściej znamy tylko historie sukcesów, sprowadzające się do: założył firmę i zarobił milion złotych monet. Kto wie ile (nieudanych) prób było do tego potrzebnych?

Projekt poboczny a produktywność

Kiedyś wydawało mi się, że skupienie całej uwagi na jednym projekcie to najrozsądniejszy sposób, by osiągnąć najlepsze efekty w wybranej dziedzinie. Bo łatwiej zostać mistrzem fotografowania, jeśli na doskonalenie się w tym obszarze poświęcimy 100% swojej energii, prawda? Nieprawda! To tak nie działa.

W rzeczywistości, rezygnując z innych działalności, tj. naszych projektów pobocznych, na „projekt numer jeden” będziemy mogli poświęcić… tylko trochę więcej czasu. Dlaczego?

  • Bo będziemy psychicznie zmęczeni.
  • Bo wyczerpiemy naszą kreatywność w danym obszarze i nie będziemy mieć możliwości „odrodzić” jej angażując się w inne, twórcze działanie.
  • Bo pracując cały czas nad jednym, stracimy uważność i bystrość patrzenia, a to z kolei może prowadzić do spadku jakości. Pracując nad zdjęciami po 14 godzin nie widzę kolorów tak dobrze jak wtedy, kiedy jestem jeszcze w miarę wypoczęta. Następnego dnia poświęcimy czas na dokonanie poprawek lub pracę nad fragmentem zlecenia od początku.
  • Bo zmuszając się do ciągłej pracy nad tym samym doprowadzimy w końcu do wypalenia zawodowego i projekt nr jeden stanie się naszym znienawidzonym projektem (choć dalej nr jeden, bo przecież nie zbudowaliśmy sobie alternatywy), a pracowanie nad nim będzie dla nas niemiłym obowiązkiem. Do niemiłych obowiązków nie siada się zaś częściej, niż konieczność wymaga.

Zgadza się? No to teraz ważne pytanie: dlaczego z reguły nie decydujemy się na projekty poboczne?

7 przekonań, przez które rezygnujemy
z wzięcia się za projekt dodatkowy:

Mogłabym napisać taki „Paragraf 22”, ale nie mam czasu!

Wśród całego spektrum odpowiedzi, moja ulubiona to: nie mam czasu! Cóż… sama też to mówię. Co prawda znajdujemy czas na czytanie kryminałów, oglądanie Netflixa i scrollowanie Facebooka, ale nie, nie mamy czasu na nowy projekt, prawda? 😉

W oddawaniu się wymienionym czynnościom nie ma nic złego (o ile robimy to świadomie i czujemy, że dobrze to na nas działa), ale nie udawajmy, że z tego powodu musimy zrezygnować z założenia superbiznesu, wprowadzenia na rynek innowacyjnego produktu, etc.

Zwłaszcza, że usprawnienie swoich sposobów na zarządzanie czasem nie jest dziś szczególnie trudne. Niektórzy np. dobrze radzą jak w ciągu 2 godzin przygotować obiad na cały tydzień, a Twój projekt poboczny nie musi wcale zżerać całego dnia.

Pracowałem nad tym po dwie-trzy godziny dziennie przez osiem lat. Raz odpuściłem, by z żoną pooglądać telewizję. Telewizja zmotywowała mnie, by powrócić do pisania książki. Naprawdę nie wiem, co Amerykanie robią wieczorami, jeśli nie piszą powieści.

– Mason Curry, Codzienne rytuały. Jak pracują wielkie umysły.

To słowa Josepha Hellera, autora Paragrafu 22. Ten pan na co dzień spędzał 8 godzin w dziale reklamy, a wieczorami, przy kuchennym stole napisał Paragraf 22. No nie mów, że nie możesz poświęcić choćby 30 minut na swój projekt.

Byłabym już dalej niż Branson, ale odpoczynek też jest ważny!

Z jakiegoś powodu każde wartościowe działanie utożsamiamy ze straszną harówą. Ciekawe dlaczego? Hm… synonimy słowa praca: działalność, aktywność, kreacja, zajęcie, dzieło, mozół, katorga, krwawica, orka, znój, kierat, chałtura, fucha, stołek, partanina (…).

Aha, język. Od dzieciństwa jesteśmy zaprogramowani przez to jak mówimy (i jak mówią nasi bliscy) i praca kojarzy nam się co najmniej niedobrze. Zapomnijmy więc o wszystkich stereotypach, które tak solidnie utkwiły nam w głowach, że przeniosły się na sposób mówienia o ruchu, aktywności, tworzeniu…

Kto powiedział, że Twój projekt poboczny ma być nieprzyjemny? Właśnie o to chodzi, że powinien wypływać prosto z Twojego serca. Nie ma możliwości, by coś wypływało z serca i było jednocześnie nieprzyjemne. Rób to, co jest dla Ciebie cudem tworzenia, daj sobie spokój z tym, co ma się dobrze sprzedać, jeśli Cię to nie bawi.

Ludzie pytali mnie: „Czemu się teraz trochę nie pobawisz?”, nie było to jednak trafne pytanie. Cały czas się bawię.

– Richard Branson, Kroki w nieznane.

Vlogowałabym jak Mimi Ikonn, ale nie mam takiego szczęścia jak ona!

To tyle na temat szczęścia. 😉

Mogłabym być jak Henry Green, ale co powiedzą inni?

Czasem nam się wydaje, że nie możemy podjąć jakiejś nowej działalności, bo pracujemy na oficjalnym stanowisku, to zbyt szalone, to nie pasuje do naszego wizerunku. Ale tak zaczynać… od początku? Być w jakiej sferze zupełnie zielonym? Ale co ludzie powiedzą? A na co to komu, a komu to potrzebne.

Jeśli jesteś freelancerem i masz nienormowany czas pracy, na pewno rozważasz teraz: co na to moi klienci? Czy nie pomyślą, że ich lekceważę, że co innego jest dla mnie ważniejsze od pracy dla nich? Powiem szczerze, że ten punkt bardzo mnie dotyczy i jest drugim (po perfekcjonizmie) z powodów, dla których tak długo zwlekałam z założeniem bloga.

Czy wykonywanie dla kogoś zlecenia oznacza, że klient ma prawo do 100% Twojego czasu? Nawet gdy pracujesz na etat, po 8 godzinach jesteś po pracy. W przypadku freelancingu jest to zwykle 10 lub 12 godzin, ale tak, masz prawo do czasu dla siebie i sam decydujesz, na co go przeznaczasz.

Jednocześnie, nawet jakbyś chciał, (nie)stety nie możesz pracować przez 100% swojego czasu – przynajmniej ja nie mogę. Zwykle w procesie pracy są takie momenty, których nie przyspieszysz (u mnie to np. zgrywanie kart i kopiowanie materiałów, eksportowanie przygotowanych RAW’ów do pliku .jpg w procesie obróbki, etc.) – nawet gdybym chciała w tym czasie zająć się np. retuszem zdjęć – nie mogę, ze względu na ograniczenia technologiczne. Mogę jednak otworzyć dokument w notatniku i napisać post.

Ostatnia ważna kwestia, to ograniczenia pracy twórczej. Jeśli pracujesz kreatywnie, prawdopodobnie są Ci potrzebne przerwy, by zresetować umysł. U mnie może potrzeba resetu umysłu nie jest tak odczuwalna, jak konieczność odpoczynku dla oczu – po kilkunastu godzinach pracy nie widzę kolorów tak precyzyjnie jak wtedy, gdy jestem względnie wypoczęta (pisałam o tym wyżej). Gdybym mimo to zmuszała się do pracy, pojawiałby się naturalny spadek jakości i następnego dnia musiałabym poprawiać zdjęcia – żałuję, ale ani nie przyspieszyłoby to realizacji zlecenia, ani nie wpłynęło pozytywnie na jakość.

Zapytany wiele lat później, dlaczego zdecydował się publikować pod pseudonimem, Green odpowiedział, że nie chciał, by jego partnerzy biznesowi wiedzieli, że pisze powieści.

– Mason Curry, Codzienne rytuały. Jak pracują wielkie umysły.

Może się zdarzyć, że ze względu na stanowisko (lub z innych ważnych powodów) nie chcesz rozpoczynać nowego projektu pod własnym nazwiskiem i to też jest ok. Nic nie może Ci przeszkodzić, jeśli naprawdę chcesz tworzyć.

Chciałabym być jak Claude Hopkins, ale nie jestem wystarczająco dobra

Cóż, to pewnie akurat prawda! Chcesz poznać sekret? On też nie był. Każdy kiedyś zaczynał. Branson chciał handlować choinkami, ale nie przewidział, że szkodniki zniszczą jego uprawę, jeśli pozostawi ją odłogiem na kilka miesięcy. 😉 Pójdź za głosem serca, zrób ten pierwszy krok. Chris Guillebau w książce Niskobudżetowy starup i Dalajlama mówią to samo: Posiadasz już potrzebne umiejętności, musisz tylko dowiedzieć się, jak je wykorzystać.

Nie oceniaj się zbyt szybko i nie daj się przekonać, że freelancing nie jest dla Ciebie. Nie wierz zwłaszcza krytyce z ust ludzi, którzy nie znają się na rzeczy.

We wczesnym stadium kariery nikt nie może osądzać nas po wynikach. Ludzie miałcy osądzają nas według upodobań, ale nie są to osoby, z którymi należałoby się wiązać. Ludzie rozsądni osądzają nas pod względem naszego umiłowania pracy, które jest podstawą sukcesu.

– Claude Hopkins, Tajniki warsztatu legendarnego copywritera.

Pamiętaj też, że nie chodzi o to, żeby związać się z daną czynnością na amen. Jesteś wolnym człowiekiem. Możesz się mylić. Możesz rezygnować. Nie musisz być we wszystkim świetny od początku. Upór jest ważny, ale tylko wtedy jeśli jesteś przekonany co do jego słuszności. W każdym innym przypadku to strach.

Możesz zmieniać zdanie. I najważniejsze: sam też możesz się zmieniać – to naturalne, że to, co teraz wydaje Ci się pracą idealną, kiedyś może przestanie Cię cieszyć i to jest ok. Nie spodziewaj się, że pierwsza rzecz, której się podejmiesz to będzie to, co doprowadzi Cię do ogromnej fortuny czy spokojnego życia. Rzadko się to zdarza. Myślę, że to, co odróżnia spełnionych zawodowo ludzi od całej reszty, to właśnie liczba prób, jakie podjęli.

Gdybym tylko miała wystarczająco dużo pieniędzy!

Tak, to na pewno zdobyłabyś cały świat! Wszystko co najważniejsze w tym temacie opisała znakomicie Ola z bloga Travel and Keep Fit w poście o tym, skąd bierze pieniądze na podróżowanie po całym świecie. Uwaga, spoiler! Zarabia je. I decyduje, że chce przeznaczyć je właśnie na wyjazdy. Też możesz, jeśli tego właśnie chcesz.

Mogłabym być jak Gary Vaynerchuk, ale czegoś mi brakuje.

To tylko minuta, obejrzyj. Najważniejsze zdanie jest na końcu.

Kropka.


Moja historia

Sama w trakcie studiów zaczęłam projekt poboczny: fotografowanie ludzi. Zdjęcia robiłam dla własnej satysfakcji, ale po kilku sesjach okazało się, że… nieznajome osoby zaczepiają mnie na korytarzu, by zapytać ile kosztuje taka sesja i czy mogłabym zrobić zdjęcia także im. Jestem szczerze wdzięczna dziewczynie (z którą także się nie znałyśmy), która zatrzymała mnie tylko po to, by powiedzieć jak podobały jej się zdjęcia i że według niej robię świetną robotę! Właśnie tamto spotkanie przekonało mnie, że warto założyć firmę i robić to, co sprawia mi tyle przyjemności.

Wtedy fotografia była dla mnie projektem pobocznym. Dziś fotografowanie jest numer jeden, zajmuje mi najwięcej czasu i dzięki niemu zarabiam na swoje utrzymanie. Jakiś czas temu zdałam sobie sprawę, że poza blogowaniem dodatkowych projektów już… nie mam. Niektóre porzuciłam, niektóre skończyły się na papierze. Dlaczego nie ma w moim życiu większej liczby projektów pobocznych?

Bo każde z cytowanych wyżej, mylnych przekonań, było moim.

I choć czasem któreś z nich wraca pod postacią ego, które wcina się w zdanie i mówi, że nie mam wystarczająco dużo czegoś, co mają inni – szczęścia, pieniędzy, umiejętności, uśmiecham się tylko i mówię: tak, tak, drogie ego, gdybyś tylko miało to wszystko, to na pewno, NA PEWNO bylibyśmy teraz królami świata. 😉 I spokojnie robię swoje. A rok 2017 przekornie ogłaszam rokiem łapania wielu srok za ogon!


A Ty? Realizujesz projekty poboczne?

Czy do tej pory skupiałeś się tylko na jednym projekcie zawodowym, czy może próbujesz wielu rzeczy? Czy Tobie też zdarza się słyszeć w swojej głowie niektóre z mylnych przekonań? 🙂

Jeśli nie chcesz przegapić żadnego wpisu, nie zapomnij polubić Zenblog na Facebooku i dodać blog do obserwowanych w serwisie Bloglovin. 🙂


Inne wpisy, które mogą Cię zainteresować:

Kim jestem?

Aneta Kicman

Fotograf, freelancerka, magister filologii polskiej, optymistka, miłośniczka roślinnego jedzenia i życia w zgodzie ze sobą.

Moja firma:

Notatki z marginesów:

Miłość jest sposobem bycia. Energią emanującą z nas, gdy uwolnimy to, co ją blokuje.

- David R. Hawkins

Linki polecające:

Czego słuchać w trakcie pracy:

Ostatnio na blogu:

Zobacz również:

Instagram