Zależnie od tego, kiedy czytacie ten post, albo czujecie atmosferę zbliżających się Świąt, ale jeszcze pracujecie, albo jesteście w domu, w trakcie świątecznych porządków (jak ja teraz) lub ubierania choinki, albo świętujecie już w najlepsze i chcecie posłuchać czegoś miłego do kolacji, w trakcie rozpakowywania prezentów lub czytania książki (ach… czytanie to dla mnie obowiązkowy element Świąt! Nie mogę się doczekać tego momentu 25 grudnia!). 🙂
Możliwe też, że jest już po Świętach i wpadliście, by przedłużyć sobie bożonarodzeniową atmosferę. Niezależnie od czasu, super że jesteście! Włączajcie głośniki, bo mam dla Was najlepsze świąteczne albumy – co roku przynoszą mi magię Świąt. 🙂
Pozostałe części cyklu „Czego słuchać w trakcie pracy”:
10 albumów na grudzień i styczeń:
Po delikatne dźwięki
Daniela Andrade, The Christmas EP | Czas: 16 min.
Być może Danielę Andrade już znasz – jej album Shore polecałam w poprzednim wpisie dotyczącym muzyki do pracy. Delikatność jej głosu ukoi każdego zestresowanego freelancera… dobrze na przykład wszelkie listy z urzędów otwierać właśnie przy tym akompaniamencie (a już niebawem czeka każdego finansowe podsumowanie roku!). Album jak zawsze w przypadku Danieli jest króciutki, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by zapętlić go na kilka godzin…
W głosie Danieli zakochują się też czworonogi. 🙂
Bez słowa „Christmas”
Enya, Shepherd Moons | Czas: 54 min.
Dawno, dawno temu na jedne ze świąt dostałam (wtedy jeszcze) dwie kasety Enyi: Shepherd Moons i Watermark. Były to lata 90., moje pierwsze prywatne kasety (tj. takie które należały tylko do mnie!) a ja wraz z Enyą przez całe święta śpiewałam: „Ense ołense ołen” (puśćcie tylko Orinoko Flow z płyty Watermark!). 😉 Nie jest to stricte świąteczna muzyka, ale od tamtej pory zawsze kojarzy mi się z zimą. Jej uspokajające tony, niektóre wręcz kołysankowe, zawsze pozytywnie mnie nastrajają i przygotowują na ciepłą, domową atmosferę świąt, a potem towarzyszą jeszcze kilka tygodni. Nic tak nie oddaje świątecznej atmosfery niż padający za oknem śnieg i Marble Halls Enyi…
Znakomita jazzowa płyta z pierwszoplanową gitarą
Royce Campbell, A Jazz Guitar Christmas | Czas: 1 h 1 min.
Jedna z najlepszych świątecznych płyt, jakie słyszałam. „Sycząca” perkusja, rytmiczny kontrabas i gitara na pierwszym planie. Klasyczny dobry jazz z górnej półki, który nigdy nie może się znudzić.
Jazz i bossa nova z fortepianem
Vince Guaraldi Trio, A Charlie Brown Christmas | Czas: 44 min.
Vince Guaraldi Trio z okładką z Peanutsami, to moje tegoroczne odkrycie – absolutnie genialna płyta pełna różnorodnych kawałków i jedna z moich ulubionych z tego zestawienia. Jest klasyczny jazz, jest bossa nova, jest Linus and the Lucy brzmiące jak pierwsze płyty Herbiego Hancocka, a nawet coś nowocześniejszego – Skating przywodzi mi na myśl fortepian Możdżera, tyle że w łagodniejszej wersji. Do tego rewelacyjna wersja My Little Drum z cudownym chórkami. <3 I pomyśleć, że płyta została wydana w 1965… Tylko umieszczenie na liście utworów Do Elizy (sic!) wydaje mi się zupełnie irracjonalnym pomysłem.
Feliz Navidad
Jose Feliciano, Feliz Navidad | Czas: 48 min.
Feliz Navidad czyli „wszystkiego najlepszego” po hiszpańsku, w wykonaniu Jose Feliciano to najpiękniejsze latynoskie aranżacje świątecznych piosenek, jakie słyszałam. I nigdy nie może ich u mnie zabraknąć w okolicy Bożego Narodzenia. 🙂 Znakomity Jose, wszystkie przeszkadzajki, ukochane Feliz Navidad i mnóstwo, mnóstwo czystej radości… Jeśli nie lubicie pompy amerykańskich klasyków, zapewniam, że pokochacie lekkość świątecznych hitów w wykonaniu Jose…
Bossa Nova Christmas
Vinnie Zummo, A Retro Cool Bossa Nova Christmas with Vinnie Zummo | Czas: 43 min.
Pozostajemy w klimatach latynoskich – jeśli spodobał Wam się Jose Feliciano, być może trafi do Was też Vinnie. Płyta, którą widzicie poniżej to tylko jeden z kilku albumów tego cyklu, w Spotify znajdziecie też kolejne części A Retro Cool Bossa Nova, ale ja najbardziej lubię tę. Daleka jest o aranżacji, które znamy na pamięć ze wszystkich popularnych świątecznych albumów.
Najbardziej amerykańskie z amerykańskich świątecznych hitów
The Jackson 5, Ultimate Christmas Collection | Czas: 56 min.
Dla wszystkich, dla których Święta nie mogą istnieć bez amerykańskich piosenek – Jackson 5! Uwielbiam nieśmiertelne i urocze I Saw Mommy Kissing Santa Claus… i nie potrafię się przy niej nie uśmiechnąć. 🙂
Dla miłośników fortepianu – Dave Brubeck
Dave Brubeck, A Dave Brubeck Christmas | Czas: 55 min.
Jeśli kochacie Take Five, wcale nie zdziwię się, jeśli spodobają Wam się swingowe aranżacje świątecznych hitów na fortepian Dave’a Brubecka. Tej płyty świetnie się słucha, a obok swingu znajdziecie na niej i utwory w bardziej klasycznych aranżacjach – piękne Joy to the World lub iście kołysankową wersję Silent Night, która jest jednym z moich ulubionych utworów z tej płyty.
Królowa może być tylko jedna…
Ella Fitzgerald, Christmas | Czas: 27 min.
Mimo, że bardzo lubię różnorodność świątecznych piosenek i często sięgam po mniej znane aranżacje, zawsze, ale to zawsze wracam wiernie do wyjątkowej pod każdym względem Elli Fitzgerald. Nie ma nic piękniejszego niż święta w rytmie swingu, a z tego albumu nie usunęłabym ani jednego kawałka (i ani jednej sekundy!). W tym roku kiedy ktoś pytał, co leci z głośników, zawsze była to Ella. Jedyny minus, że 27 minut z Ellą mija tak szybko…
Ella po raz drugi!
Ella Fitzgerald, Ella Wishes You A Swinging Christmas | Czas: 51 min.
Wyjątkowo wstawiam tu drugi album tego samego wykonawcy, ale są ku temu specjalne powody – po pierwsze dlatego, że obie płyty różnią się od siebie (pierwsza – Christmas, jest o wiele spokojniejsza, ta z kolei, pełna szalonego jazzu i swingu, do którego aż ma się ochotę podnieść z kanapy!), a po drugie dlatego, że… to przecież Ella!
A Ty, czego najchętniej słuchasz w okresie Świąt? 🙂
Podczas muzycznej podróży z tym wpisem mogliście odnieść wrażenie, że jestem totalnie zafiksowana na punkcie jazzu. I faktycznie – świąteczne piosenki najbardziej lubię właśnie w jazzowym wydaniu, pewnie dlatego, że tak bardzo różnią się od tego, co oferuje w grudniu radio. Ale zapewniam, równie dużo w moim życiu progressive rocka, muzyki elektronicznej czy współczesnego indie. Nigdy nie lubiłam zastanawiać się do którego z muzycznych gatunków klasyfikować słuchane dźwięki i chyba dlatego nigdy nie skupiałam się na jednym gatunku. I dlatego obiecuję, że w kolejnym wpisie znajdziecie tu coś całkiem innego. 🙂
Jeśli nie chcesz przegapić kolejnego wpisu, zapraszam do śledzenia Zenbloga na Facebooku i subskrybowania na Bloglovin’. Tymczasem przeczytać możesz inne wpisy: